piątek, 19 kwietnia, 2024

Klasyczny karynex

Mam 21 lat. Skończyłam szkołę (w trakcie której też już pracowałam), postanowiłam znaleźć sobie coś na stałe. Dostałam prace w barze, oczywiście pierwsze dwa miechy ma być na czarno.

Nienawidzę takich krzywych akcji, ale niestety nie miałam innego wyjścia z powodu sytuacji życiowej. Przy rozmowie kwalifikacyjnej podkreślałam, że mam chorych rodziców, którymi muszę się opiekować, do tego chodzę na terapie 2 razy w tygodniu, dlatego interesuje mnie praca tylko od poniedziałku do piątku, bez weekendów po max 10 godzin. Wszystko spoko, jasne, damy rade, zapraszamy na dzień próbny.

Praca całkiem ok. Myjesz kible, robisz drinki, sprzedajesz chipsy, szlugi, sprzątasz bar, robisz zapiekanki, frytki, lejesz piwo, w**ierdalasz siła nachalnych i pijanych jegomości.

Stawka zawrotne 13 na godzinę. Jednakże kiedy masz nóż przy gardle, rachunki za leczenie, mieszkanie i po prostu lubisz mieć co jeść to nie ma narzekania. I tutaj wchodzi cała na szaro współpracownica. ONA MA DZIECI, więc ciułasz zmiany po 12 godzin 5/7 razy w tygodniu, mimo że umowa była inna, bo ona nie ma dzieci z kim zostawić.

Jak się zająkniesz, że nie weźmiesz takich zmian to jest telefon do szefowej. Laska pracowała tam już około 10 lat, więc nie było opcji, żeby szefowa posłuchała mnie, nie jej a ona kręciła jak mogła, żeby tylko mnie udupić. Pomińmy to, że zawalałam wtedy swoje obowiązki typu terapia czy rodzice, żeby natrzaskać godzin i mieć z czego ż(r)yć. A potem widzisz zdjęcia na fejsbuku tej lafiryndy jak sobie chilluje z konkubentem nad morzem czy innym morskim okiem.

Po dwóch tygodniach zmian po 12 godzin wyjaśniłam szefowej ze spie po 4 godziny (ktoś musiał rodzicom tyłki powycierać i żarcie zawieść). Pewnego dnia rozwalasz kolano na schodach. Piszesz, że nie będzie cię w pracy, bo siedzisz na sorze kolejna godzinę i prawdopodobnie czeka cię gips.

Karyna (szefowa) dzwoni, że wszystko spoko, nie ma problemu, druga „barmanka” weźmie ten tydzień za ciebie. Potem owa barmanka dzwoni, że masz dać znać szefowej, że to ona stoi na barze, bo ona ma darmowy weekend nad morzem i chore dziecko. Rzuciłam tą robotę, ale jak to się skończyło to był cyrk. Ostatniej wypłaty nie dostałam. Klucze z pracy musiał odnieść sąsiad, bo ja z nogą w gipsie z 4 piętra nie zejdę.

Książeczkę sanepidowską która leżała w barze „barmanka” z chorom curkom wyrzuciła do śmieci. Rozpuściła na całe miasto ploty, że kradłam z utargów, piłam w pracy i zrezygnowałam, bo poszłam w bajlando z ćpaniem. Pomińmy już takie kwiatki jak „dezynfekowanie” stolików wodą ze spirytusem (bo taniej) w proporcji 10:1, zapiekanki pół roku po terminie, których nie miałam prawa wyrzucić, frytura wołająca o pomstę do nieba, sprzedawanie przeterminowanego piwa bez nabijania na kasę itp.

Szefowa popylająca nowym samochodem a mimo to spóźniająca się z wypłatami. Klasyki Karynexu.

Do tego komentarze odnośnie mojego chorego ojca w stylu „raka ma się we krwi, to zastała zła energia”.

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

2 KOMENTARZE

  1. D*pa opada gdy na koniec jeszcze próbują Ci wbić gwóźdź gdzieś w d*pę po odejściu. Współczuje doświadczenia i życzę zdrowia Tobie i rodzicom.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE