W jednej z firm, w których miałem okazję pracować pani sprzątaczka uknuła szatańską intrygę. Załatwić swoje potrzeby i zostawić w toalecie wietnam, obwiniając za stan rzeczy losowego pracownika, który był w pobliżu toalety.
Paradoks nie? Brudząca sprzątaczka.
Oczywiście z rozmową z szefem, że owszem ona jest sprzątaczka ale toaleta wygląda jak woodstockowe toje więc to jest znacznie poza logicznym zakresem jej obowiązków.
Rozwiązania szefa od komicznych po nielegalne…
Kamery w toalecie – nie da rady.
Meldowanie wyjścia do toalety – za głupie.
Robienie zdjęć toalety przed i po XD – nie biorąc pod uwagę, że służbowych telefonów nie było.
Odpisywanie czasu spędzonego w toalecie – nie, choć pomysł wypróżniania na czas szybko został ochrzczony mianem BIEGaczki.
Aczkolwiek lista ludzi wchodzących do toalety chwyciła. Kto i o której godzinie z zaznaczeniem czy było czysto.
No i tu pani sprzątaczka wpadła.
Któryś tam czwartek z rana – w toalecie sajgon.
To musiał być pracownik, który wszedł przed nią… ale dzień wcześniej to ona ostatnia wchodziła, żeby posprzątać i dzisiaj ona pierwsza i jedyna była w toalecie…
Płacz, krzyki, groźby, rezygnacja z pracy.
Gówniana sprzątaczka stała się tytułem każdego, kto nie umiał po sobie posprzątać.