W mojej poprzedniej pracy działy się ciekawe rzeczy, a więc:
– trafiłam na dywanik ze znajomymi, tylko dlatego, że jedna z koleżanek brygadzistki usłyszała ode mnie, że nie chce mieć z nią kontaktu, po tym jak mnie obgaduje i wyzywa od najgorszych. Zwyczajnie nerwy mi puściły, ale zrobiłam to grzecznie.
– gdy zaczął się COVID szefostwo stwierdziło, że po co nam maseczki na hali skoro mamy czepki na głowie ?
– zmuszano (pewnie nadal to robią) do pracy w sobotę, nie ma żadnych wolnych dwóch dni, nie masz czasu załatwić nic w tygodniu. Ja zwyczajnie miałam dość, codziennie dźwigała skrzynie, które ważyły powyżej 20 kg.
– gdy zaspałam w sobotę do pracy przez całą noc wyemitowania i grupy, szefostwo dzwoniło, że mam przyjść na pieszo 30 km, aby pracować, gdy się nie pojawiłam, to zabrali mi premie za brak pracy e nielegalną sobotę (brak zapisu w umowie o sobotach).
– mobbing był na porządku dziennym, krzyki, wytykanie błędów czy strasznie. Skończyłam z depresją i stanami lękowymi, szefostwo twierdzi, że przesadzam, że każda praca tak wygląda.
– +40 ^ stopni na hali, zero dłuższej przerwy, aby odpocząć, wiatrak jeden na giga stół, aby 3 ludzi się ochłodziła, do tego pretensje, że pijemy za dużo wody, bo za mało pracujemy i są słabe wyniki.
– raz pytano mnie się, dlaczego siedzę za długo w WC, nie docierało do nich, że poszłam zrobić dwójkę. Musiałam dosadnie na hale głosem powiedzieć, że poszłam się wysrać, chyba wtedy zrozumieli ?
Pewnie coś się kiedyś jeszcze znajdzie.
Brzmi jak pakownia w NL