Tez pracowałam w gastro. Małe miasto, restauracja nieduża, ale jedyna taka w promieniu 60 km co za tym idzie ruch koszmarny.
Cała knajpa opierała się na kucharzu, który pracował 27/7/31, dwóch kelnerkach i dwóch pomocach kuchennych.
Nikt nie mógł nawalić. Kucharz nie mówił po polsku za bardzo wiec wszystko (od zamówień po ewentualne roszczenia klientów) leżało na plecach kelnerki.
Jedna z kelnerek byłam ja (matka Polka na etacie). Z druga kelnerka pracowałyśmy w trybie 1/1. Przyszedł grudzień i koleżanka złamała nogę.
Okres przedświąteczny.
Restauracja czynna 7dni w tyg po 13 godzin. Po tygodniu zadzwoniłam do szefa z płaczem, ze dłużej nie dam rady, zee mam problem z opieka do dzieci i ze proszę o kogoś z innego lokalu na zastępstwo, bo padam na twarz. Szef wspaniałomyślnie pozwolił mi przychodzić godzinę później i zamykać godzinę wcześniej.
Przepracowałam tak cały miesiąc. Groziłam zwolnieniem się, nieprzyjściem do pracy i chodź czym. Bardzo się szef przejął.
Kto pracował w gastro w cyrku się nie śmieje.