sobota, 10 lutego, 2024
Strona głównaPiekielni szefowieMiłość w pracy, czyli jak zrobić z Ciebie ofiarę na lata

Miłość w pracy, czyli jak zrobić z Ciebie ofiarę na lata

Cześć wszystkim, którzy kochali i byli kochani (lub tak im wmawiano) w pracy. Zanim się naczytam od naiwnych gówniar podpowiem, że ani wyższe wykształcenie na Uniwersytecie Warszawskim, ani wiek średni, ani lata praktyki w sprawach damsko-męskich przed tym nie ochronią. Ofiarą Janusza kierownictwa może zostać każda dziewczyna i każdy facet, jak trafi na Grażynkę kierowniczkę. Ale do rzeczy.

Znacie ten stan, kiedy marzenie się spełnia? Moim marzeniem po kilku latach przerwy było wrócić do zawodu, w którym miałam największe doświadczenie i w tym kierunku odbyłam wykształcenie. A że zawsze byłam zafascynowana pewnym zespołem muzycznym, drugim moim marzeniem było poznać kogoś z pewnej kaukaskiej nacji. Oba marzenia się spełniły dwa i pół roku temu.

W jednej chwili, na rozmowie o pracę. Pan kierownik, co szybko ustaliłam po samym wizytowniku, był właśnie z tamtych okolic, podobnie, jak muzycy mojego ukochanego zespołu. Złapałam zatem, w ciąguparu minut rozmowy o pracę, pana Boga za nogi. Tak mi się przynajmniej wydawało. Pan kierownik wykazał się bowiem dwiema cechami.

Pierwsza: był prawdziwym kaukaskim duchem. Krzyczał tak, że słyszeli go chyba w sąsiednich dzielnicach. Wymagał tyle, że święty by nie podołał. Ale z drugiej strony bardzo szybko się mną zaopiekował. Nie tylko pomagał mi z otwartą wrogością współpracowników, którzy nie mogli znieść faktu, że za biurkiem w męskiej branży siedzi kobieta, ale też kupował mi bułeczki (stres w nowej pracy powodował u mnie nawrót depresji i niemoc zjedzenia czegokolwiek), papierosy, jak mi się skończyły.

Suma summarum w ciągu tygodnia zostaliśmy parą. Oboje kogoś musieliśmy porzucić, by tak się stało, ale się stało. W pracy wyżywał się zatem na mnie 10x bardziej, niż na innych, bo chociaż nasz związek nie był tajemnicą, jakoś nie bardzo chciał się z nim odnosić. Poza pracą tresował mnie, jak zwierzę. Dosłownie. Wyszłam z koleżankami=awantura. Siedziałam w domu wieczorem, czytając książkę=Wielka awantura, bo pewnie go zdradzam. Trwało to półtora roku.

Półtora roku dwoiłam się i troiłam w pracy, by nie krzyczał. W domu byłam idealna, zerwałam wszystkie znajomości, byleby nie był zazdrosny. Po półtora roku pojawiła się dla mnie idealna oferta pracy. Mniej godzin (W tej branży czas pracy to mit), więcej kasy, więc powiedziałam, że odchodzę, ale wyszkolę nowego pracownika w czasie wypowiedzenia i oczywiście po pracy nic sięnie zmienia.

Obraził się setniei stwierdził, że jak odejdę z pracy, to odejdę od niego. Więc zostałam, czego mocno żałuję do dzisiaj. Pracowałam półtora etatu. Na trzech stanowiskach. Jedno, co miałam, to przerwę, na której nieraz szłam po prostu za budynek się wypłakać. Bo chociaż ja życie zawodowe oddzielałam od prywatnego, on tego nie umiał. Jak klient miał anse, to potem on mi odmawiał nawet przytulenia po pracy i tydzień słuchałam, że przeze mnie go klient wk*rwił.

Nieraz na kolanach go musiałam przepraszać za klientów, przy współpracownikach, bo inaczej się nie dało. Ale kochałam i dalej go kocham, więc wydawało mi się, że skoro on jest z tamtych stron, to tak trzeba. Puenta historii jest smutna tak bardzo, jak może być.

W lutym oboje dostaliśmy wypowiedzenie z uwagi na fakt, że za dużo zarabiamy, lepiej wpisać nam restrukturyzację i zatrudnić miernych, biernych, ale wiernych. Miesiąc później mój ukochany zniknął. Literalnie. Po prostu się nie odzywa, nie odbiera i drzwi nie otwiera. I to by było na tyle, jeśli chodzi o romanse w pracy

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE