Mój były szef, kierownik średniej wielkości laboratorium przy oczyszczalni ścieków MPGK, rozumiał, że specyfika pracy w laboratorium nie pozwala na zrobienie sobie przerwy „na gwizdek”, toteż wydał korzystne dla wszystkich zarządzenie dyktujące: „każdy ma prawo do ustawowego czasu przerwy, do wykorzystania w dowolnym momencie zmiany”.
Całe kuriozum tej historii polega na tym, że wypracowawszy przed godziną 15 normę na dany dzień, nie chciał słyszeć o wyjściu 15 minut wcześniej w zamian za brak przerwy w trakcie dnia.
Żeby było śmieszniej, część z nas zagryzła wargi i robiliśmy sobie zasłużoną przerwę tuż przed zakończeniem zmiany, a że pewnego razu się napatoczył na pracownię to zobaczył nas pijących kawę.
Następnego dnia wydał mailową reprymendę dla całego MPGK pracującego stacjonarnie, o tym, że: cyt. „pracownik, który cierpi na niedostatek obowiązków przed zakończeniem zmiany, zobowiązany jest zgłosić się do szefa po dodatkowe czynności administracyjno-gospodarcze, a nie pić kawę z nosem w telefonie” oczywiście pod groźbą obcięcia premii.
Odstawił cały ten cyrk, nie zapytawszy się nawet, kto i w jakim czasie odbiera należną pauzę.
Całym kuriozum autorze, jest to że nie znasz kodeksu pracy, a za wypuszczenie kwadrans szybciej, czyli de facto pozbawienie pracownika przerwy z art. 134 kara grzywny wynosi od 1 do 30 tysięcy zł (art 281 k.p.).
Ciekaw jestem czy ty byś wypuszczał wcześniej w zamian za brak przerwy, gdybyś płacił po 30 tysięcy za każdego pracownika.