piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaPiekielni szefowieSzef oszust i niezapłacone nadgodziny

Szef oszust i niezapłacone nadgodziny

O pracy w firmie mojego poprzedniego szefa mógłbym dobrą książkę napisać. Jedną z historii jest taka. Kilka lat temu w moim mieście około lutego była bardzo duża zachorowalność na grypę.

Pracowałem wtedy w dużym sklepie papierniczym i było nas (pracowników) ok 10 osób.

Szef z racji oszczędności przykręcał ogrzewanie do niezbędnego minimum i nie pozwalał włączać kurtyny powietrznej przy drzwiach automatycznych, wiec z każdym klientem wpadał podmuch zimnego powietrza, a że nasze stanowiska pracy były przy samych drzwiach to co chwilę mieliśmy „wietrzenie”.

Długo nie trzeba było czekać na pierwszą osobę chorą. Potem następny i następny szedł na L4. Doszło do tego, że nie zachorowały tylko 2 osoby więc firmę trzeba było na tydzień zamknąć.

Szefostwo było akurat wtedy na wakacjach w Afryce. Podobno był to dla nich cios, bo szef wychodził z założenia, że ponosi stratę nawet w nocy jak sklep jest zamknięty.

Po powrocie zrobił zebranie i pogadankę, że jesteśmy bandą oszustów i kombinatorów i że to niemożliwe, żeby wszyscy jednocześnie zachorowali i że wykorzystaliśmy okazję, że ich nie ma aby siebie też zrobić urlop załatwiając lewe zwolnienia lekarskie.

Nie ważne, że sami się po tygodniu pochorowali. Oni mieli prawdziwą grypę a my symulowaliśmy.

Kara musiała być. Nie dość, że wynagrodzenie dostaliśmy ustawowo obniżone za czas choroby – wiadomo, to jeszcze wypłacając nadgodziny o**bal je o 20%. To mnie wkurzyło i poszedłem sprawę wyjaśnić.

Mirek mi powiedział, że tak się robi ze za L4 jest 80% wynagrodzenia. Owszem, zgadzam się, ale nie nadgodziny, które skoro wypracowałem to wtedy na zwolnieniu nie byłem i że takie działanie jest niezgodne z przepisami prawa pracy.

I wtedy szanowny Mirosław mnie oświecił swoją filozofią, cytuję „przepisy prawa pracy nie mają mocy prawnej, są jedynie sugestią dla pracodawcy jak można postępować, ale to on i tak może robić co chce”. Szczęka mi opadła.

Po roku się zwolniłem i wyciągnąłem od idioty te pieniądze i w sumie inne za poprzednie 4 lata dosłownie z gardła. Zacząłem drążyć i sprawdzać przepisy i odkryłem, że na nadgodzinach robił w wała wszystkich.

Na swoje nieszczęście i swoje lenistwo dał nam zeszyt, w który mieliśmy sami wpisywać ile nadgodzin robiliśmy a on wypłacał je po swojemu i jeszcze się pod tym podpisywał. Jadąc na urlop skserowałem cały zeszyt i liczyłem dzień po dniu ile dostałem a ile powinienem dostać. Nawet stworzyłem w Excelu całe formuły, które to prawidłowo wyliczały. Po podsumowaniu aż mi się gorąco zrobiło. 5tys PLN byłem w plecy.

Wszystko ładnie opisałem, porobiłem tabelki, wydrukowałem i nawet oprawiłem. Po urlopie zaniosłem całą dokumentację i wypowiedzenie, a reszcie pracowników wysłałem gotowy arkusz w Excelu i kserówki tego zeszytu, żeby jak ktoś chce mógłby policzyć swoje.

Facet był mokry ze strachu, bo chyba przed oczami miał wszelkie możliwe kontrole. Tydzień debatował z księgowym i prawnikiem jak to załatwić. W międzyczasie nawet próbował podważyć moje wyliczenia i wykręcić, że sprawa się przedawniła. Mówię, że spoko, jeśli źle to wyliczyłem to może to jeszcze raz sprawdzić inspekcja pracy, oni na pewno się nie pomylą. Nie było opcji, musiał ustąpić i mi tę kasę wypłacić. Jak się spytał czemu to robię to przypomniałem mu, że w sumie sam jest sobie winny, i przypomniałem sprawę z obcięciem nadgodzin za chorobę sprzed roku i jego filozofię odnośnie tych „umownych” przepisów prawa, że przez te ucięte 50zl sam mnie zainteresował, żeby sprawdzić, czy faktycznie tak jest a ja przy okazji doczytałem o innych sprawach.

Więc po nitce do kłębka odkryłem inne nieprawidłowości. Ale można powiedzieć panie Mirosławie, że kodeks sam mi Pan dał poniekąd do ręki. Żebyście widzieli jego minę. Później się dowiedziałem, że jego prawnik i księgowy tak go nastraszyli, jaka to poważna sprawa była, że wszystkim wypłacił należności co do grosza. Przez to ubyło mu kilkadziesiąt tysięcy co dla niego było stratą większą od utraty dziecka.

Czasami mijam na ulicy jego albo jego żonę. Odwracają wzrok albo przechodzą na drugą stronę ulicy. Widać do tej pory nie dotarło do nich, że to nie ja ich oszukałem tylko oni mnie.

W sumie powinienem iść im podziękować, bo gdyby nie ta sprawa to bym się nie zwolnił i nie znalazł nowej pracy, którą uwielbiam i jestem w niej doceniany.

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

1 KOMENTARZ

  1. Akurat pip mało co by mu zrobił u mnie nie takie rzeczy był zgłaszane a z pipu co najwyżej na kawkę wpadali, ale zus tutaj miałby ładne pole do popisu

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE