Szefowa wyjada moje jedzenie z lodówki w pracy. Wczoraj mi zginął twarożek. Bez pytania bierze moje masło, margarynę, ser itp. Ja nie mam nic do dzielenia się ze współpracownikami, ale oni się pytają czy mogą, ona bierze i żre bez pytania.
Uważa, że jesteśmy wszyscy „jedną wielką rodziną”, a sama obgaduje pracownice które są w danym czasie na urlopie. Poza tym ma jakąś manię na temat kościoła i śmierci.
Do wiary też nic nie mam, ale też nie mam ochoty słuchać przy jedzeniu jak komuś się krew z tyłka lała gdy umierał.
I codziennie chodzi czytać nekrologi i się z nami dzieli kto umarł. Dodatkowo upodobała sobie mizianie mnie po ramieniu i klepanie po tyłku.
Nienawidzę tej kobiety i się jej boję.
Weź podpisz kontrakt na 20 lat jeszcze. 🙂