piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaPiekielni szefowieWy się cieszcie, że pracę macie

Wy się cieszcie, że pracę macie

Dobre kilkanaście lat temu. „Zagłębie bezrobocia”, praca na półczarno, wymarzony i wymodlony „wolny” „rynek pracodawcy” (oraz sławne „stu za bramą czeka na twoje miejsce”).

Sklep Spożywczy (jeden z kilku, w sieci pana Janusza).

Żona dostaje wezwanie do biura. Biuro mieści się w nowo otwartym sklepie, w innej części miasta. Oczywiście, przed zmianą, jedzie autobusem na spotkanie „z szefostwem” (*uj, że co wieczór Januszek lub Grażynka, a czasami prawie pełnoletni następca tronu, zjawiają się po utarg). „Ordnung muss sein”.

Po przybyciu krótka rozmowa. Zestaw klasyczny:

„Ciężko jest na rynku”, w sklepie „kradnom” (oczywiście „szarpanki” ze złodziejami, to „sprawa personelu”, Janusz jest ponad tym, podobnie, jak przyjęcie fałszywego banknotu – „po co niepokoić władzę”, on zabiera „pieniądz”, a „za straty” obarcza sprzedawczynię/lub całą zmianę), „same straty” i „ciągle dokłada do interesu”, a pani, tu akurat kończy się umowa (ta sławna nr2). Mamy więc tu, z Grażynką (niby taki HR 😉 ) propozycję skłądamy.

Podpisuje pani ten oto „czek in-blanco”. Rozumie pani, to takie zabezpieczenie przed „stratami w sklepie”. „Dla dobra firmy”. Czek oczywiście zniszczę, jak będzie pani się zwalniać, „w dalekiej przyszłości oczywiście”, bo to „dobra propozycja jest”. Można by rzec „okazja”.

Żona poprosiła o czas do zastanowienia (co już było nie na rąsie Grażynce), bo musi sprawę przedyskutować z „mężem tyranem, który trzyma kasę w domu” 🙂 . Pan Janusz, takoż samiec Alfa, ze zrozumieniem, wyraził zgodę. „Czas ma pani do jutra”. Żona się pożegnała i pojechała do pracy.

W ogóle to ona jakaś tak od zawsze konfliktowa była. Wyobraźcie sobie, bezczelna, chciała wypłatę na czas, w niedziele za kasę (premia 30zł, „żywą gotówką na rękę”, za 8 godzin stania za ladą w niedzielę) nie chciała robić (a, że akurat małe dziecko, praca na trzy zmiany, 6 dni w tygodniu, „szybciej przyjść, później wyjść” – to, dla Janusza, nie ważne), kłóciła się o potrącenia z wypłaty za „straty w sklepie”, nie podobała się jej możliwość ekskluzywnych i obowiązkowych zakupów atrakcyjnych towarów (o kończącym się terminie lub przeterminowanych) itp.

Oczywiście, żona nie przystała na tą „super okazję” i nie dostała umowy nr 3 (na czas nieokreślony), a właściwie nr 4 (bo trzymiesięczny okres próbny „się nie wliczał”).

Niektóre panie tzw. „jedyne żywicielki wielodzietnych”, zwłaszcza z podmiejskich wsi, się na to zgodziły. Inne (chyba za 3) również odmówiły podpisania „czeków zabezpieczających” i zostały zwolnione. Skutek był taki, że Janusz z Grażką, zamiast wymarzonego Meksyku musieli zaliczyć tylko, po raz kolejny, nudną Majorkę, no i „dać pracę” oraz przyuczać te nowe „niewdzięczne tumaństwo” do niej.

Firma powoli zaczynała się staczać, rynek się zmieniał, UK się otworzył… ale prawdziwy krach przyszedł z 500 plus. Pozwalniały się te „durne wieśniary”, żeby „siedzieć z bachorami” w domu, zamiast wdzięcznością pracować po 10 godzin za najniższą krajową liczyną od 8.

Dziś po sklepach nie ma śladu, Janusz zmarł, a Grażynka cieszy się „wdowią emeryturą” (oraz pieniędzmi ze sprzedanych lokali) no i oczywiście wnukami 🙂

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE