Przypomniało mi się takie smutne doświadczenie z czasów przed studiami. Gdy miałem długie wakacje zaraz po napisaniu matur, to dostałem przez agencję pracy robotę w pewnej dużej sieci budowlanej na C. Takiej francuskiej.
Pracowałem przy implantacji, tj. przygotowaniach do otwarcia nowego sklepu. Zasadniczo to wielki burdel, bo pracownicy obecnego sklepu są dopiero doszkalani, przyjeżdża mnóstwo pracowników z innych C., no i jest ogólna gonitwa, bo termin otwarcia sklepu jest już ogłoszony. Rozpoczyna się gonitwa.
Pracowałem jako pomoc działu reklamy. Dział ten wypisuje ręcznie ceny na żółtym brystolu, okleja samochody, rozwiesza także te ceny w dużych rozmiarach lub w miejscach, gdzie wymagane jest użycie podnośnika. Dział też dba o to, aby prezentacja wizualna cen była zgodna z katalogiem jakości.
Ja robiłem tam najprostsze rzeczy – wyklejałem płyty plastikowe folią, rozwieszałem ceny, ciąłem arkusze papieru czy podłoża plastikowego wg formatu etc. Nie miałem swojego siedziska, bo dział reklamy miał 3 pracowników stałych, a pomoce jak ja nie miały biurka ani krzesła. W 2006 roku na rękę miałem 3 zł 50 groszy za godzinę.
Z racji, że musiałem dojechać do sklepu autobusem pośpiesznym na drugi brzeg miasta, to pierwsza godzina pracy pokrywała mi cenę biletów tam i do domu. Obok C. stał Kaufland, więc tam kupowałem sobie na obiad dwie bułki, dwie parówki i keczup jednorazowy. To akurat dawało 3.50, czyli kolejną godzinę pracy. Żeby m się w ogóle opłacało, to pracowałem 10h dziennie, żeby skompensować sobie bilety i 'obiad’.
Nie mieliśmy klimatyzacji. Okna działu reklamy wychodziły na południe, więc tego lata, w środku dnia, biuro zmieniało się w piekarnik mimo otwartych okien. Któregoś razu po całym dniu zapi*rdolu, mogła być 16:00 (a byłem w biurze od ósmej), siedziałem zmęczony na ziemi i wycinałem takie płytki plastikowe wg formatki, abyśmy mieli ich zapas do wypisywania cen. W zasadzie to był pierwszy moment od początku dnia, gdy mogłem usiąść, ale jednocześnie siedząc pracowałem.
Nagle do biura wpada Asia, taka – wtedy – siksa mogąca mieć może z 22 lata. Asia była pracowniczką regularną działu reklamy. Pracowała 8h, przyjeżdżała autem i zapewne nie robiła za 3.50zł / h. Asia spojrzała na mnie na podłodze i powiedziała: „Adam, Ty chyba nie myślisz, że my będziemy tu płacić ci za siedzenie!!!!”.
—
Była też śmieszna sytuacja. Wieczór przed oficjalnym otwarciem, w ramach świętowania implantacji, zaproszono nas na poczęstunek. Główna aleja tamtej C. to była aleja z sedesami i pisuarami. Była ona najszerszą aleją (naprzeciwko drzwi głównych), więc tam zrobiono nam poczęstunek. Przyjechał gość specjalny – Adam Słodowy. Przed nim przemawiał pan dyrektor tego oddziału firmy oraz ktoś tam z centrali.
Nagle pan Słodowy: Stanął na takiej ambonie zbitej z płyt OSB i patrząc na nas – siedzących na muszlach klozetowych i opierających się o pisuary rzekł: „Nazwa C. to zbitek francuskich słów <<bóbr>> oraz <<nora>>. My, ludzie podobnie jak te zwierzęta, całe życie budujemy swoje mieszkania. Wszyscy jesteśmy bobrami! …. „