Kilkudziesięcioosobowa polska firma IT, aplikuję na starszego programistę. Długie negocjacje pensji, doszliśmy do porozumienia. Dostaję do podpisu umowę, a na umowie punkt o tym, że nie jestem i nie byłem ich konkurencją i przez pół roku po zakończeniu pracy konkurencją nie będę.
Jest też zdefiniowana konkurencja – to dowolna praca w zakresie jaki firma ma w KRS, oczywiście wpisane mają programowanie, czyli przez pół roku po odejściu nie mogę pracować w swoim zawodzie i najwyraźniej oświadczam, że nie jestem i nie byłem specjalistą z ich branży. To dlaczego oni mnie w ogóle zatrudniają?
Po zakończeniu umowy przez te pół roku chcą wypłacać 1/3 wynagrodzenia (bez tego umowa o zakazie konkurencji byłaby nieważna), ale okazuje się, że wypłacą mi to ostatniego dnia. A z innego puntu umowy wynika, że mogą w dowolnym momencie zwolnić mnie z zakazu konkurencji i wtedy nic nie muszą płacić.
Szefowa na moje zastrzeżenia, że to wygląda jakby chcieli mnie zwolnić z zakazu przedostatniego dnia, no i generalnie takie sprzeczności wyglądają niepoważnie, zaczęła się pienić i stwierdziła, że umowę przygotowywali bardzo profesjonalni prawnicy a ja się nie znam.
Nie podpisałem umowy. Firma po roku zwinęła się, bo okazało się, że robili przekręty także z ZUSem i się na tym przejechali.
„Piękny” profesjonalizm prawników:P