Pracowałem kiedyś w drukarni wielkoformatowej.Praca spoko, załoga i szef te, ale… żona szefa to był istny demon.
Najpierw rzadko pojawiała się w firmie, chociaż była zatrudniona na stanowisku kierowniczym. Niestety ta sielanka musiała się skończyć gdy babka wymyśliła sobie, że będzie wprowadzać „usprawnienia” w firmie. Szef był pantoflarzem i na wszystko się zgadzał, do czasu, ale o tym później.
Tytułowa Grażyna miała chęci, ale brak wiedzy na temat tej branży oraz głupotę rekompensowała szukaniem oszczędności. Najpierw handlowca zastąpiła synkiem, później zwolniła grafika, w którego miejsce zatrudniła… córeczkę. Latorośl nie przejawiała ochoty do pracy i firma straciła dwa duże kontrakty. No ale winni są wszyscy inni w tym my, pracownicy obróbki i montażu.
Któregoś dnia słyszymy krzyki z biura.
Księgowa -Ale proszę mi pokwitować…
Grażyna -Pani się zapomina, proszę mi wypłacić pieniądze!!! Ja Panią zwalniam.
Wariatka chciała pobrać pieniądze z firmowej kasy na zakupy nie kwitując wypłaty.
I tutaj Janusz po raz pierwszy się postawił.
Doszło nawet do tego, że premie na święta wypłacał nam w tajemnicy przed żoną.
Finał był taki, że pracownicy zaczęli odchodzić i firma padła.