Koło 2010 roku szukałem pracy w Łodzi. Bardzo starałem się odsiewać różne callcentra czy śmieciówki no ale czasem ogłoszenia były tak napisane, że naprawdę ciężko było doczytać się o co tak naprawdę chodzi w robocie.
Dzwoni pani Anetka i zaprasza na rozmowę, i żeby się nie stresować i takie tam pi*rdolamento co już mi lampkę zapaliło, że już na wejściu sygnał dostaje, że polują na małolatów i świeżych generalne. Na czym praca dokładnie będzie polegać przez telefon mi nie chciała powiedzieć.
Z reguły w takich sytuacjach grzecznie się żegnam, ale tu skuszono mnie rozmowa w hotelu i że śniadanie na miejscu. Młody głupi to łyknąłem jak pelikan.
Pojechałem. Wita mnie Januszek i dzień dobry itd i zaprasza do stołu… Malutkiego stoliczka w holu. Pyta co zjem więc jakieś rogaliki z kawą. Po chwili żremy a on mówi, że ma super biznes. Nie pamiętam co on dokładnie sprzedawać chciał, ale piramidka aż miło. Już miałem mówić, że absolutnie nie obchodzi mnie to a on wyciąga jakaś małą teczkę z towarem i mówi, że to zestaw startowy i licencja i kosztuje to koło 3000.
Ja już widząc co się świeci mówię, że miło, że we mnie wierzy inwestując takie pieniądze w pracownika na start. Pośmialiśmy się nieszczerze chwilę i że to trzeba od niego kupić, ale jak nie mam hasju to on mi pożyczy i podstawia mi jakąś umowę kredytową.
Podziękowałem Panu i powiedziałem, że przemyśle i zadzwonię. „To ja pójdę po jeszcze kawę dla nas i może się namyślisz do tego czasu” zabrał wszystko, zostawił te umowę i poszedł do stołówki hotelowej. Oczywiście nie wrócił już, za to przyszła Pani z rachunkiem.
Od tego czasu nie jeżdżę na rozmowy jak przez telefon nie chcą podać żadnych informacji i że dowiem się na miejscu.
Ps. Nie zapłaciłem oczywiście za śniadanie. Dałem dane z umowy, ale okazało się, że typ nawet w hotelu nie meldował się. Używał ich stolika w holu.