Wiecie, co to jest prestiż? Jeśli nawet myślicie, że wiecie, to ch*ja tam wiecie!😀 Pan Kerownik wie! Przyczajcie pacjenta!
Pan Kerownik przez lata swojej błyskotliwej kariery; to jako kierowca, to jako kosiarz trawy, to jako mechanik, zawsze tęsknym wzrokiem patrzył na prezesów firm czy na nawet dyrektorów. To oni mieli fajne fury, wypasione zegarki czy przywileje; na przykład wjazdu na większy zakład swoim prywatnym samochodem. Przyszły Pan Kerownik musiał popier*alać co najwyżej na rowerze. Gdy przyjechał kiedyś na motorynce, to go tradycyjnie zjebano już na bramie (bo – przypominam „wysoka kultura pracy” końcówki PRL) i musiał zad*piać z buta na warsztat.
Kiedy jednak został Panem Kerownikiem awansował! Miał tę upragnioną przepustkę na prywatne auto, które uprawniało go do wjazdu do tej smętnej dziury w d*pie, jakim był ten rozpadający się, pope-er-el-owski zakład. Poczuł się wreszcie jak dyrektor, zalśnił nad nim nimb elity. No cieszył się chłopak niczym Charlie, który znalazł złoty bilet w czekoladzie Wonka’i. Odtąd postanowił pilnować, aby nikt nie zaniżał mu prestiżu.
Minęło parę lat i do drzwi naszego pi*rdolnika zapukali nasi zachodni korpojanusze. Prywatne auto jeżdżące po tej karykaturze zakładów nie robiło na nikim wrażenia, więc prestiż zaczął maleć (prezes okolicznej firmy miał swój helikopter; Pan Kerownik mógł co najwyżej pokręcić sobie śmigłem pod stołem😉). Prestiż malał, ale ale – przecież Pan Kerownik może mieć jeszcze prywatne miejsce parkingowe, nie? I co z tego, że praktycznie każdy z pracowników miał auto, a parkin mieścił więcej niż dwa (tak, k*rwa – dwa!) samochody Pana Kerownika? Wara Ci, łoju, parkować na parkingu firmowym! Parking jest dla „elyty”.
Z tymi samochodami Pana Kerownika to też było prestiżowo. Ponieważ Pan Kerownik był całe życie j*bany za to, że żyje (smutne – fakt!), to jak się trochę odbił, to niczym dorosłe dziecko alkoholika postanowił sobie zrekompensować lata traumy. To przejawiało się w kupnie różnego rodzaju gównianych gadżetów, ale o tym później. Jakież więc auto mógł zaposiadać Pan Kerownik, żeby było prestiżowo? Jest takie jedno, co wygląda, ale nie jedzie. Towarzysz Motobieda na YT ma odcinek o pewnej pseudosportowej furze, która jest ikoną obciachu. Obczajcie sobie! Przecież spódniczki powinny lecieć na auto (spoiler alert: nie leciały).
Drugą fura musiała być już do poważniejszych celów niż rwanie wyimaginowanych panienek. Przecież Pan Kerownik był od teraz niczym prezes. Musi być coś z pazurem i pi*rdolnięciem! „Dżag!” Tak – Jaguar… ale nie jakiś z lat `60, gdy ta marka jeszcze cokolwiek oznaczała. Taki normalny, S-Type, czyli technologicznie europejski Ford. Też wtedy jeździłem fordem, tyle że nie w tandetnym przebraniu. Trollowałem wtedy Pana Kerownika, że obydwoje jeździmy fordami. Kiedyś nawet się to zdarzyło podczas rozmów w kuluarach szkolenia, przy paniach. Co się wtedy musiał wk*rwić Pan Kerownik?! No taki podryw na „Dżaga” mu zepsułem (Pan Kerownik jednak zapomniał, że panie nie miały wodogłowia albo dwunastu lat, żeby się moczyć na widok Jag’a S-Type). Prestiż!
Jakie są inne przejawy prestiżu? Na przykład to, że Pan Kerownik ma w biurze router z „YL-TY-Y”. Tak – serio, kolesiowi stawał, bo miał bezprzewodowy internet w technologii LTE!
Aaa, byłbym zapomniał! Do jego telefonu firmowego ten internet dolatywał po Wi-Fi. Jak pracownicy chcieli hasło to ich zj*bał, że to teraz nie będą robić tylko na telefonie siedzieć.
Wi-Fi dla Pana Kerownika a nie dla ciebie, pastuchu! Oczywiście szybko zadbałem, żeby i tutaj zaniżyć „prestiż” Pana Kerownika i wkrótce jakieś 20 urządzeń było podłączonych do firmowego Wi-Fi. No, doprawdy nie wiem, jak to się stało.😋😆
Któregoś razu była wymiana telefonów firmowych. Szef, koleś od ogarniania biura i Pan Kerownik. Koleś z biura powiedział, żeby mu wybrać cokolwiek co dzwoni i się nie wiesza zbyt często, szef chciał Galaxy cośtam, a Pan Kerownik? Telefon Pana Kerownika kosztował więcej niż szefa i kolesia z biura razem wzięte! Prestiż, kurła!
Bycie Kerownikiem tego pi*rdolnika daje z automatu dostęp do dodatkowych poziomów gry. Pod warunkiem, że Kerownik będzie ogrywał misje poboczne😉, takie jak: zaje… zbieranie korków ze stalowych jednorazowych opakowań (przy paru tysia sztuk robi się ładna masa, którą można opie*dolić na złomie). Serio – pacjent nakazał pracownikom zgniatać opakowania, ale całkiem spore stalowe kapsle mieli mu zbierać, bo to jego. Taka misja poboczna. Była też druga misja poboczna: intendent. Wiecie, kto to taki?
W zapyziałych instytucjach to koleś od ogarniania zaopatrzenia placówki w materiały na potrzeby własne. Firma kupuje jakąś herbatę i kawę dla pracowników, środki czystości, napoje. W sumie to jest akurat spoko w tym pierdolniku. Pan Kerownik zatem dwa razy w miesiącu wyrusza na misję zakupową. Zakupy nierzadko jednak kończą się tym, że 20 puszek z kawą na zakład 3 zostają w bagażniczku. Misja wykonana! Pan Kerownik zdobył rzadki artefakt! Za zakupy zapłacić „jego osobistą kartą firmową” (psst… karta jest pre-paid! jak dla gnojka z gimbazy, któremu rodzice muszą przelać hajs, żeby sobie do Maca mógł z iść ze swoją ekipą).
Dostęp do konta Pan Kerwonik ma też prestiżowy: może się zalogować, zobaczyć saldo i… się wylogować🤣. Tutaj się prestiż kończy.
Także – Moi Drodzy! – przyznajcie, że nie mieliście pojęcia, co to znaczy prestiż😂.
Mógłbym jeszcze wyliczać, ale już mi żal dupę ściska, jakim jestem mało prestiżowym cieciem przy Panu Kerowniku, więc chyba pójdę się wypłakać do „konta” (pun intended).