piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaPiekielni szefowiePraca jako kierowca w firmie produkującej beton

Praca jako kierowca w firmie produkującej beton

Po zdaniu egzaminu na kat. C zacząłem szukać pracy w zawodzie. Po paru próbach udało mi się znaleźć pracę w znanej na pomorzu firmie produkującej beton. Po przyjechaniu na węzeł okazało się, że pierwszy tydzień mam jeździć z innym kierowcą, żeby ten ocenił moją technikę jazdy.

Oczywiście nie dawał mi nawet dotknąć kierownicy, bo „hehe prawo jazdy masz to umiesz jeździć, a mojego auta ci nie dam, bo to moje.” Kierowca to stary kaszub, który prawo jazdy zrobił w wojsku na tyle dawno, że ma kat. C, ale nie ma B! I nikt nie zwrócił jeszcze na to uwagi. Nie mam pojęcia jak to jest możliwe od strony prawnej.

Po jakimś czasie dostałem swoje auto. Kierownik zapowiedział, że będzie robił wyrywkowe kontrole czystości. Niestety nie zapewnił żadnych środków czystości do pielęgnacji pojazdu.

Kilka dni po tym kolega, cofając na miejsce parkingowe wjechał tyłem swojej betoniarki w przód mojej, kasując całkowicie przód pojazdu. Całe szczęście byłem poza kabiną.

Kierownik gdy się o tym dowiedział zj*bał mnie słowami „to jak ty auta pilnujesz?!” dodam, że stało się to po zmroku gdy wszyscy już poszli do domu. Otrzymałem „nowe” auto, ok 30-letnią Scanię.

Przy odbiorze kierowca, który mi ją przekazywał poinformował mnie, żebym „uważał przy hamowaniu bo hamulce nie są za dobre.” Boska opatrzność sprawiła, że to auto jednak też zabrali i otrzymałem inne, nowsze i w lepszym stanie.

Kierownik węzła, ok 50, mentalnie już dawno przekroczył 100, w mordzie zawsze papieros, do ryja przyspawany telefon, wyraz twarzy jakby otrzymał rany kłute i nie poszedł do szpitala. Po tygodniu dał mi kask oraz kamizelkę, przepoconą, pokrytą pyłem, ściągniętą z zwłok innego kierowcy rozkładającego się w rowie przy firmie. Rękawiczki, spodnie, buty, kombinezon odblaskowy należało sobie kupić samemu.

Oczywiście załatwienie wolnego na urząd, lekarza, dowieźć dokumenty, spotykało się tylko z niezręczną ciszą i karcącym spojrzeniem. Atmosfera jak w obozie pracy w Niemczech po 39. Inni kierowcy trafiali się różni. Z jednymi można było zamienić parę zdań, inni zaś bełkotali coś pod nosem, dostawali napadów agresji, zajeżdżali drogę do mycia pojazdu, załadunku, wrzeszczeli, raz prawie doszło do rękoczynów między mną a jednym operatorem pompogruszki, a innym razem właściciel budowy potępił zachowanie pompiarza w stosunku do mnie podczas pracy i zapowiedział, że złoży na niego skargę. Niestety niektórzy, żeby wytrzymać długie godziny i czasem 6-dniowy tydzień pracy wspomagali się fetą.

Zasada pracy była dość jasna, zatrudnionym się jest na umowę zlecenie, 14.50 netto, minimalna na konto, reszta w kopercie. Praca zaczyna się o 7.00, czasem o 6.00 jeśli potrzeba i trwa do 22-23.

Po przyjeździe do firmy na załadunek czeka się 5-6 godzin. Kierowca nie jest o niczym informowany. Nie wolno mu wykorzystać tego czasu na nic oprócz czekania grzecznie w kolejce. Firma nie wybrzydzała w zleceniach, brała każde najgorsze gówno.

Do wylania 1,6 m betonu w jakiejś zapomnianej przez Boga wsi? Oczywiście, kierowca JUŻ jedzie. Na dokumentach przewozowych zawsze, ale to zawsze, brak numeru telefonu do klienta, brak adresu. Mam się domyślić gdzie jechać. Wyp**dów zdrój, no co ty, nie wiesz gdzie to? Za kapliczką w lewo! Czasami nawet wystawiali lewe dokumenty na beton opisane jako transport wewnętrzny, by zachować pozory legalności, gdy klient chciał się dogadać pod stołem. Kierowca miał po pracy przywieźć w zębach kasę od klienta i przekazać dyspozytorowi. Dyspozytor na tym węźle był dokładnie jeden.

Nasze umiłowane kierownictwo uznało, że jeden facet poradzi sobie nadzorując całą flotę pojazdów, kontakty z klientami, sytuacje awaryjne oraz pracę 5 do 6 dni w tygodniu.

Nietrudno się domyślić, że dodzwonienie się do dyspozytora było prawie niemożliwe.
Gdy nie jechało się na budowę należało wziąć łopatę, taczkę, miotłę i sprzątać plac. Oczywiście nie odbywało się to po pytaniu „czy mógłbyś” lub „czy mogę cię prosić” tylko albo idziesz zamiatać lub nie przychodź jutro. Szuflowanie żwiru po ładowarce, wyrywanie chwastów, zamiatanie wszechobecnego pyłu, oto prawdziwe powołanie kierowcy. Oczywiście w umowie nie było o tym słowa. Interpretowano to jako wykonywanie poleceń kierownika.

Zero warunków sanitarnych, toalety zaszczane, zasrane, zasypane petami, wylewa się z nich woda na podłogę. Brak szatni, brak kuchni, czajnik zrośnięty z blatem. W „pomieszczeniu socjalnym” zawsze siedzi grupa kaszubskich mędrców paląc papierosy i gada o starych serialach. Jak mi wyjaśniono trafiłem na jeden z bardziej lightowych węzłów, takim, na którym pracuje się około 14 godzin, ale na innych 18 to norma. Nie respektujemy przepisów o czasie pracy kierowców, ewentualne mandaty pokrywa pracodawca.

W firmie latały plotki, że szef dokonuje specjalnych podarunków lokalnej policji/ITD żeby nie robiły kontroli jego ludziom, nie wiem jednak, czy to prawda.

Na placu reguralnie co rano w beczce palono śmieci, wiadomo, po co płacić za wywóz. Na jednym z węzłów resztki betonu kazano nam wylewać ze skarpy koło żwirowni, oczywiście trwało to na tyle długo, że resztki wpadały do lasu i nikt tego nie zabierał ani nie wywoził do utylizacji.

Po miesiącu okazało się, że moja wypłata nie została mi naliczona „bo hehe wiesz, nie zostałeś wpisany na listę, nowy jesteś, nikt nie pomyślał.” Czekałem na nią około tygodnia lub dwóch. Oczywiście trzeba było codziennie nachodzić kierownika węzła w jego gabinecie, odczekać swoje gdy udawał, że cię nie widzi bo gada przez telefon lub coś pisze na kompie.

Na szczęście udało się ją odzyskać, za coś trzeba w końcu opłacić rachunki. Odbierając pieniądze powiedziałem, że odchodzę. Kierownik się zagotował i powiedział, że to niczyja wina, że nie dostałem kasy na czas. Że następna wypłata będzie terminowo! Uznałem jednak, że nie chcę o tym przekonywać i pożegnałem się grzecznie. Oczywiście kierownik nie odwzajemnił mojej wyciągniętej do pożegnania ręki.

Jeśli ta praca mnie czegoś nauczyła to tego, że nie ma sensu szarpać się z nieuczciwymi pracodawcami. Zawsze warunki pracy ustawią tak, żeby były prawie niewykonalne, za niską pensję co w ich ocenie daje motywacje, żeby pracować jeszcze więcej.

Jeśli takie objawy się manifestują po zaczęciu pracy to znak, że należy opuścić statek. Z tego co wiem firma dalej działa i ma się dobrze. Niestety odbywa się to kosztem szarych ludzi którzy nie rozumieją lub nie chcą zrozumieć, że można inaczej i są wykorzystywani.

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE