sobota, 10 lutego, 2024

Przykra baba z biura

O pracy w tartaku i Przykrej Babie Z Biura już tu kiedyś pisałem. Tymczasem historia ze wczoraj:

Jadę do klientki z węglem, adres w wiosce, w której znajduje się tartak. Zajeżdżam na miejsce, a tam – co za spotkanie! – rzeczona przykra Baba Z Biura. Zapłaciła, wysypałem, podpisała papiery i rzuca z uśmiechem: „No to jeszcze proszę mi to wrzucić do szopy, i będzie załatwione. Nie za darmo oczywiście.”

Owszem, mógłbym. Mamy z szefem umowę że jeśli klient pyta o wrzucenie mu opału do pomieszczenia, mnie ma się to opłacić a okoliczności sprzyjają – jak najbardziej. Wprawdzie potrąca mi za to godziny poświęcone klientowi, ale koniec końców i tak zarabiam na tym więcej niż tracę.

Ale propozycja padła od niesympatycznego babska, które wszędzie wtykało nos, czepiała się dosłownie wszystkiego, potrafiła drżeć na nas ryja, jakim prawem zrobiliśmy sobie przerwę na papierosa, zamiast robić w tym czasie coś pożytecznego (uprzedzając pytanie, robota przy traku nie jest lekka, więc każda chwila na odpoczynek jest wskazana), i tak dalej.

Najgorsze co można było zrobić to być dla niej miłym i uprzejmym, z niejasnych przyczyn oburzało ją to niesamowicie, a od pracownika wymagała postawy uległej i przygnębionej.

Tak więc wyjaśniam uprzejmie, że moja robota kończy się na dowiezieniu opału i wysypaniu go we wskazanym przez klienta miejscu, a umieszczenie go we wskazanym pomieszczeniu nie leży w zakresie moich obowiązków. Owszem, dzień był spokojny i mógłbym poświęcić godzinkę na przeszuflowanie tego węgla, ale za jej zasługi względem mnie i reszty bandy z dawnej roboty – NIE MA OPCJI. Wiadomo, że pecunia non olet, ale jak mawiał Franz Maurer w kultowym filmie – „W imię zasad…”

Baba zbulwersowana pyta, że jak to, sama ma to sobie wrzucić do szopy?! Ja jeszcze raz uprzejmie wyjaśniam, że swoje zrobiłem, po czym wsiadam w wywrotkę i wracam na bazę.

Pora na puentę: jadę na bazę, a tu dzwoni telefon. Prowadzę, nie odbieram, przykro mi, oddzwonię. Po trzecim nieodebranym połączeniu zjeżdżam na przystanek i oddzwaniam na nieznany a uparty numer. Odbiera nie kto inny jak kierownik mojego dawnego tartaku!

I jazda z pretensjami, że jak mogłem tak potraktować moją byłą kierowniczkę, przecież to słaba starsza kobieta, a przede wszystkim MOJA BYŁA PRZEŁOŻONA! Powstrzymałem atak śmiechu i jeszcze raz uprzejmie wyłożyłem gdzie kończą się moje obowiązki. W odpowiedzi usłyszałem, że tak być nie może, on zna mojego szefa i zaraz do niego zadzwoni, już on ze mną pogada, tak się nie robi!

Zjechałem na bazę, rozliczamy wyjazd, szef pyta co nawywijałem, bo Janusz z tartaku faktycznie do niego zadzwonił. Wyjaśniam o co poszło, szef łapie się za głowę. Krótko podsumował całą sytuację: „Ja pier***ę, co ten X ma w głowie…”

Tak więc pamiętajcie: Once pracownik Januszpolu – allways pracownik Januszpolu 😃

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE