wtorek, 26 września, 2023
Strona głównaPiekielni szefowieStart-up - tu też szef może być Januszem

Start-up – tu też szef może być Januszem

Wiele osób uważa pewnie, że typowo januszexowe zachowania można znaleźć tylko w małych firmach z miast powiatowych, w zakładzie produkcyjnym albo w korpo. Nic bardziej mylnego. Dziś chciałbym opisać moją historię pracy w super fancy start-upie z miasta wojewódzkiego, gdzie doświadczyłem niezbyt przyjemnego traktowania.

Zacznę od tego, że będąc na studiach licencjackich musieliśmy wyrobić min. miesiąc praktyk w jakiejś firmie. Nieważne było, w jakim wymiarze czasu, miał być miesiąc. Jako że finansowo wspierali mnie wtedy rodzice, a przy okazji miałem normalnie zajęcia na studiach, to raczej szukałem czegoś na pół etatu, nawet za darmo, żeby odbębnić praktyki i skupić się na nauce. Pewnego dnia znalazłem ofertę pracy, która bardzo mnie zaciekawiła. Był to start-up, który świadczy usługi wyłącznie dla krajów Afryki i Bliskiego Wschodu. Brzmiało bardzo interesująco, dlatego od razu aplikowałem. Pierwsza czerwona lampka zapaliła mi się, kiedy dostałem zaproszenie na rozmowę do jakiegoś zwykłego mieszkania. Natomiast firma miała na stronie adres w jednym z biurowców w centrum. Jak się później dowiedziałem od szefa, był to celowy zabieg, żeby, cytując, “ci M@rzyni chętniej z nami pracowali, jak wpiszą w google maps lokalizację i zobaczą super budynek hehe”. Tak, człowiek z takim nastawieniem był szefem firmy działającej głównie w Afryce. Udało mi się dostać. Z pracodawcą umówiliśmy się w ten sposób, że będę pracował 21h w tygodniu i nawet dostanę jakieś niewielkie pieniądze (pod stołem). Dlaczego akurat 21h? Otóż w tej firmie stali pracownicy byli zatrudnieni na UZ ale z pracą 9h dziennie, od 9 do 18 (jest to dość istotna informacja dla tej historii). Natomiast ja miałem 2 razy w tygodniu zajęcia cały dzień, a trzy razy zajęcia od 16:40, dlatego miałem pracować 3x na tydzień w godz. 9-16 żeby zdążyć na zajęcia, w sumie 21h. Jednakże w umowie miałem napisane “maksymalnie 30h”, a to dlatego, że nie wykluczałem pozostania tam aż do ferii zimowych, kiedy mieliśmy wolne na uczelni.

Pierwsze zaskoczenie – każdy pracownik musi mieć własny komputer (nawet ci nie-praktykanci). Praca odbywała się w rzeczonym mieszkaniu, w salonie przy jednym dużym stole. Niby był tam młody i dynamiczny zespół (wszyscy <30 r.ż.), heheszki, wysyłanie sobie memów na zespołowym whatsappie (po godzinach pracy), ale jednocześnie szef patrzył na każdy ruch pracownika (siedział obok mnie), więc nie miałem szans na jakąkolwiek przerwę poza łazienką i obiadem. Ewentualnie można było wyjść do sklepiku obok, ale nigdy gdzieś dalej, szef bardzo tego pilnował. Jednym z codziennych obowiązków było lajkowanie i komentowanie postów wrzucanych przez firmę na FB. Taki przykaz od szefa. Jednym z moich zadań była pomoc przy rekrutacji, miałem wysyłać test do potencjalnych pracowników z Afryki i Bliskiego Wschodu. Jak powiedział szef, “ten test jest banalnie prosty i ma odsiać d3bili hehe”. Nie ma to jak szacunek do potencjalnych pracowników. Za pierwszy przepracowany tydzień nie dostałem ani grosza (mimo że to i tak były śmieszne pieniądze), bo było moje “wdrożenie”. Oczywiście nie było możliwości wzięcia bezpłatnego urlopu. Jak w jednym tygodniu święto wypadło we wtorek, to pozwolił wziąć “wolny” poniedziałek, ale trzeba było te 9h odrobić w weekend później. Każdego dnia szef narzekał na państwo, jak to go okrada i każe płacić wysokie podatki. Może dlatego wynagrodzenie każdy dostawał częściowo pod stołem, prosto z grubego portfela szefa.

Najlepsze miało jednak dopiero nadejść. Pewnego dnia szef oznajmił, że od jutra zamiast 9-18 pracujemy 8-17. No tak sobie wymyślił. Dla stałych pracowników nieistotna zmiana, ale dla mnie tak. Szef oznajmił mi, że jako iż mam zajęcia dopiero na 16:40, to dzięki tej zmianie będę pracować 8 zamiast 7h dziennie. Ja mu na to, że przecież umawialiśmy się na 21h/tydz, a nie na 24. Jego odpowiedź brzmiała: w umowie masz napisane maksymalnie 30h, a 24 to mniej niż 30. W tamtym momencie mogłem wyjść i trzasnąć drzwiami, mogłem mu powiedzieć żeby spie*dalał, bo i tak płacą mi grosze, ale zamiast tego zgodziłem się – w końcu miał rację, to było w umowie, a tak czy inaczej z uwagi na sytuację nie chciałem tam siedzieć więcej niż ten wymagany miesiąc. Następnego dnia przyszedłem punkt 8, tak jak sobie szef zażyczył, a on już czekał na mnie na klatce schodowej, co mnie zdziwiło. Po wejściu powiedział, żebym poszedł na chwilę do innego pokoju. Tam dostałem… wypowiedzenie xd Usłyszałem od szefa, że “nie dogadujemy się”, że “psuję atmosferę w zespole” i “jestem roszczeniowy”. To wszystko dlatego, że ośmieliłem się mieć inne zdanie niż szef, mimo że na koniec przyznałem mu rację i przyszedłem na tą 8. Co mnie rozbawiło – zdążył nawet zmienić hasło do pracowego dysku google drive (oczywiście nie było tam Office’a, bo za drogo, pracowaliśmy na tych własnych komputerach na darmowym google drive), chyba bał się, że jeszcze na miejscu w ramach zemsty pousuwam im coś albo napiszę głupie maile xd. Jedyne czego żałuję – nie mogłem już wejść do salonu, gdzie byłi niektórzy pracownicy, ale w drodze do domu spotkałem jedną spóźnioną koleżankę i byłem głupi, bo nie powiedziałem jej, co się stało. Szef pewnie później wymyślił jakieś historyjki na mój temat.

Na szczęście nie wyszedłem na tym źle, bo znalazłem zaraz potem prawdziwy staż z normalnym wynagrodzeniem, gdzie miło spędziłem kilka miesięcy. Ale najlepsza była mina pań w dziekanacie, jak poszedłem im oznajmić, że nie udało mi się ukończyć miesięcznych praktyk i co mam zrobić xd pewnie pierwszy raz miały taką sytuację. Może moja historia nie jest tak spektakularna jak niektóre tutaj publikowane, ale chciałem tylko pokazać, że januszerka może zdarzyć się w każdej firmie, nawet w otwartym nowoczesnym technologicznym start-upie.

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE