Po skończonej szkole poszedłem na staż z Urzędu Pracy do pewnej jednostki administracyjnej. Na początku wiadomo, jak to na stażu, listy zaadresować i na pocztę zanieść, porządek w papierach zrobić itp. Klasyczne „przynieś, podaj, pozamiataj”.
Jedna dziewczyna poszła na zwolnienie, a jej obowiązki miała przejąć kierowniczka. Po kilku dniach kierowniczka wezwała mnie do siebie i powiedziała ze ja mam przejąć obowiązki tej dziewczyny, bo ona ma inne zajęcia. W tydzień musiałem nauczyć się całej ustawy, w której oparciu miałem wykonywać obowiązki.
Pracowałem na jej koncie w programie wiec wszystkie premie czy dodatki za wykonana prace itp szły prosto do niej, a ja robiłem to za samo stażowe wynagrodzenie (1000zł). Jak coś źle było robione i dzwonili z ministerstwa/urzędu wojewódzkiego to dawała mi telefon i ja musiałem się tłumaczyć przed ludźmi, bo ona nie wiedziała, o co chodzi w ogóle.
Trochę tych pomyłek było na początku, bo uczyłem się metoda prób i błędów bez czyjejkolwiek pomocy. Po skończeniu stażu miałem mieć zatrudnienie, ale kierowniczka powiedziała, że mnie zatrudni jak dołączę do programu unijnego i wyznaczę ją jako swojego koordynatora (program 2 letni, moje wynagrodzenie miało wynosić 1300, a jej za bycie koordynatorem około 3/4 tysiące). O tyle dobrze, ze opinie ze stażu wystawiła pozytywną.