Poszłam do pracy na produkcję, gdzie o dziwo miałam 4 h BHP, potem wydali nam ubranie robocze, zapoznali z fabryką, brygadzistami i pokazali nam jak wygląda praca.
Pamiętam jak na przeszkoleniu chwalili się, że kobiety ciężarne mają specjalne stanowisko, gdzie pracują i mają więcej przerw itd. Wydawałoby się miejsce idealne.
Oczywiście robiłam wtedy na śmieciówce, a mój jedyny cel to było zacząć nowe życie z chłopakiem i pójście na wspólne mieszkanie. Jednak wpadliśmy. Nikt tego nie planował, stało się i tyle. Zgłosiłam ciążę dosyć późno, mimo pracy przy farbach, rozpuszczalnikach i dźwiganiu skrzynek.
Chciałam naprawdę do samego końca pracować i wrócić do tej pracy jak najszybciej. W końcu skoro mają specjalne miejsca dla ciężarnych, to czemu miałam załatwiać sobie L4?
Miałam jakieś objawy typu wymioty, zawroty głowy, ale ciąża to nie choroba w końcu. W tym samym czasie inna dziewczyna również zaszła w ciążę, ale uciekła na L4. Pamiętam jak na stołówce rozmawiali gdzie takie zwolnienie załatwić, bo to takie ciężkie i trudne. Dla mnie to była istna głupota. Przenieśli mnie na to stanowisko… A tam.. ani jednej żywej duszy. Siedziałam sama w przeszklonym i dusznym pokoju, gdzie reszta produkcji mnie widziała.
Przynoszono mi lekka pracę. Pod koniec mojej śmieciówki podziękowano mi za współpracę i umowy nie przedłużono. Usłyszałam od mistrza „gdyby tylko pani od razu poszła na L4 to byśmy musieli przedłużyć, a tak to pani rozumie..”.
Tydzień później w miejscu gdzie siedziałam zawalił się sufit. Może i dobrze, że mnie „zwolnili”…