sobota, 10 lutego, 2024
Strona głównaPiekielni szefowieZ pamiętnika praktykanta, czyli darmowego pracownika

Z pamiętnika praktykanta, czyli darmowego pracownika

Jako uczeń technikum ekonomicznego, w wieku 19 lat, musiałem zrobić praktyki. Miałem je w banku PKO w innym mieście, 25 km od domu. Stety niestety, ale żeby było taniej, dojeżdżałem ze swoim „szefem” (dyrektorem placówki). Sam zaproponował dojazd.

Najpierw dojeżdżałem do centrum miasta 5 km rowerem, zapinałem go przy sklepie na łańcuch, a stamtąd jechałem ze swoim szefem bo banku. Oczywiście jechałem na rowerze w garniaku, bo „jak to tak, żeby pracownik banku przyszedł do pracy w normalnych ciuchach”. Parę razy udało mi się dojechać autobusem.

Dostawałem wtedy opi€rdol, że „autobus za późno przyjechał i teraz się spóźnimy do pracy” (dosłownie 2 minuty różnicy). Kilka razy udało mi się wysępić samochód od mamy i za każdym razem byłem na czas (wtedy stwierdziłem, że choćby skały srały, dorobię się własnego auta).

Nie dość, że nie nauczyłem się tam praktycznie niczego (oprócz przepisywania tekstów z papieru do Worda i robienia prostych tabelek w Excelu), to jeszcze musiałem siedzieć codziennie ponad 8 godzin (bo wracałem z szefem do domu) i to za darmo. Gdy pracownikom banku nie chciało się czegoś robić, dawali mi to do roboty.

Gdy zrobiłem coś szybciej niż się spodziewali (teksty w stylu „młody, przepisz mi ten tekst 3 razy do Worda i wydrukuj”), dostawałem opi€rdol, że „dlaczego nic nie robię”. Gdy mówiłem, że się szybciej wyrobiłem, dowalali mi więcej obowiązków (dlatego też nauczyłem się lecieć w penisa jak Zorro).

Gdy wymyśliłem coś, co mogło być użyte w reklamie banku, pracownicy mówili „a bo ty młody się nie znasz”, a później słowo w słowo widniało to na reklamie przed wejściem, pracownicy przypisywali sobie moje pomysły. Byłem traktowany jak popychadło i darmowy pracownik. Żeby chociaż były stałe godziny pracy, to bym jeszcze nie narzekał. Ale raz miałem 8-16, innym razem 9-17, a najczęściej 11-19.

W jeden dzień gdy przyjechałem autobusem, poprosiłem szefa, żeby mnie wypuścił szybciej. Akurat nie było nic do roboty, a autobus spod banku jechał na moje osiedle. Nasłuchałem się, że co ja sobie myślę i że jestem nieodpowiedzialny, bo „z pracy to każdy by chciał szybciej wyjść”. Po powrocie z „pracy” na miejsce zbiórki dosłownie godzinę później, miałem jeszcze 5 km do domu. Na piechotę. W garniturze.

Oczywiście praktyki były robione w wakacje, czyli cały miesiąc wyjęty z życiorysu. Koledzy z klasy mieli coś w stylu „młody, byłeś 2 godziny, wpisz że byłeś 8 i gra”. Przychodzili na praktyki na 8:00 rano, wychodzili o 10:00 do domu. Ich szefowie wiedzieli, że te praktyki to tak naprawdę pic na wodę. A ja musiałem za każdym razem odbębnić te 8 godzin, bo „nie wypada was szybciej wypuszczać, zresztą i tak do końca życia będziecie robić po 8 godzin, szybciej się przyzwyczaicie”.

Raz się spóźniłem (przyjechałem na 8:10 zamiast na 8:00) i było dochodzenie, dlaczego tak. Powiedziałem, że musiałem zająć się chorą mamą (była wtedy chora na rwę kulszową) – podać jej wodę, czy zrobić śniadanie. Mój „szef” wziął ode mnie numer do mojej mamy i do niej zadzwonił, że „Pani syn jest nieodpowiedzialny i z pewnością nic w życiu nie osiągnie takim podejściem”.

Do tej pory gdy widzę swojego „szefa” na mieście, udaję, że go nie znam. Nawet nie mam ochoty na niego patrzeć.

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE