Ja dzisiaj opiszę swoją sytuację z pracą na słuchawce jako sprzedawca ubezpieczeń w call center dużej ubezpieczalni. Po 2 latach od rzucenia kwitem naszła mnie taka potrzeba.
1. Na rozmowie kwalifikacyjnej kierowniczki + hr zapierali się, że, tutaj cytat: „jedyne połączenia wychodzące, jakie będziesz wykonywał to połączenia do własnych klientów, z którymi się umówiłeś”. Na sam dzień odbycia rozmowy było to chłodne, wyrachowane kłamstwo. Dlaczego zależało mi, żeby pracować tylko na połączeniach przychodzących? Nienawidzę próbować wciskać komuś, kto właśnie je obiad albo grzebie królika córki ubezpieczenie na samochód, którego od 3 lat nie posiada. Wiem, że niektórym to nie robi różnicy, ale mi robiło, dlatego spytałem. I zostałem okłamany.
2. Za punktem pierwszym – dziennie wykonywaliśmy około 200-300 połączeń wychodzących, do tego było może z 10 przychodzących. Nie było nawet 1 sekundy odstępu między telefonami przez 8h. Bazy najgorsze, najtańsze, zimne (klient nie spodziewa się kontaktu). Telefony z propozycją policzenia składki na samochód zezłomowany 3 lata temu. Każdy kontakt był w systemie wydzwaniany między 10 a 20 razy, w zależności od bazy. Klient po 17 połączeniu w ciągu dnia odbierał oczywiście z uśmiechem i silną chęcią rozmowy. Dodam, że te połączenia wychodzące były realizowane poniedziałek-sobota do godziny 21:00.
3. Leaderka teamu, której się role popi*rdoliły i myślała, że wszyscy są tam dla niej, a nie że jakaś tam współpraca. Darcie mordy na pól piętra (open space, każdy słyszał), że „CH*JOWO SPRZEDAJECIE, NIE DOSTANĘ PRZEZ WAS PREMII” (jakby to kogokolwiek obchodziło). Kilka osób z zespołu miało założony na służbowej poczcie folder o nazwie „mobbing”. Zawierały one sporo maili od wcześniej wspomnianej leaderki. Tak na wszelki wypadek 🙂
4. Wpłynęła na mnie reklamacja. Zdaniem wszystkich poza kierownikiem biura niezasadna. Klient źle zrozumiał, rozmowa zapisana, nie powinno być problemu. Gdyby ją odsłuchał. Tak, nie odsłuchał rozmowy i wydał werdykt, że klient ma rację. Mimo sprzeciwu osób, które ją odsłuchały. Mam pewność, bo przyznał się do tego w mailu. „Nie słuchałem co prawda rozmowy, ale treść reklamacji mnie przekonała”. Nie chciało mi się szarpać dla 100zł premii, już wtedy wiedziałem, że nie zostaję w tym kołchozie.
5. Atmosfera prlowskiej spółdzielni mieszkaniowej. Każdy szczuł na każdego, każdy każdego o wszystko oskarżał, o lepsze bazy, kradzieże klientów, o wszystko. Myślałem, że wynika to z jakiejś wymyślonej zawiści – do momentu kiedy jednej z osób funkcyjnych nie zachciało się przesłuchać rozmów wszystkich konsultantów z różnych zespołów i porównać to z bazami kontaktów. Wtedy wyszło, że zespól pod przewodnictwem kolegi kierownika biura dostawał najlepsze kontakty. Cóż za przypadek 🙂
6. Każdy sprzedawca miał plan do wyrobienia. Sprzedaż przez pandemię spadała, a plany rosły. Ale nawet nie to było najgorsze, tylko to, że zwłaszcza w dobie covid19, zwolnienie lekarskie nie powodowało proporcjonalnego zmniejszenia planu, który sam w sobie był ciężki do zrobienia (wyrabiało koło 60% pracowników). Tzn ktoś, kto złapał covid i zachorował na 2 tygodnie biorąc zwolnienie z pracy, w której 8h to gadanie non stop, sprawiało, że musiał w pół miesiąca wyrobić plan na cały miesiąc, żeby dostać normalne, niepomniejszone wynagrodzenie. Uprzedzając spekulacje, nikomu kto wziął zwolnienie na dłużej niż 5 dni nie udało się nigdy planu wyrobić. I dostawał jakieś pół normalnej wypłaty.
7. Miarka się przebrała jak poszliśmy na zdalną. Konieczność meldowania osobom funkcyjnym każdego wyjścia do kibla we własnym domu była dla mnie poniżająca. Przerwa pilnowana CO DO MILISEKUNDY. Dostałem maila ze zj*bą na koniec miesiąca, że w skali tego miesiąca przekroczyłem przerwę łącznie o 47 sekund. Oczywiście jak telefon się przedłużył poza godziny pracy to nikogo to nie obchodziło. Przymuszanie do nadgodzin również było na porządku dziennym. Oprócz tego dostaliśmy komputery, które były tak przeciążone oprogramowaniem do monitorowania każdej naszej aktywności na zdalnej, że wyłączały się co 2-3h. Wymuszało to półgodzinną przerwę w pracy, którą potem pod przymusem kazano pracownikom odrabiać po godzinach.
Odszedłem po 4 miesiącach pracy i 2 miesiącach L4 spowodowanych wypaleniem zawodowym oraz stanami depresyjnymi. Jeśli się zastanawiacie czemu ludzie pracują w takich miejscach – wysokie zarobki. Dla mnie jako młodego człowieka obniżenie standardu życia nie było aż takie straszne, ale dla kogoś po 30, z kredytem, dziećmi w prywatnej szkole już zejście kilka tyś miesięcznie mniej netto zmieniając pracę i zaczynając od zera było nie do przeskoczenia. Więc się męczą dalej..
Nie demonizuję tutaj całej branży, dla przykładu w innej firmie na słuchawce na identycznym stanowisku pracowało mi się super, fajni ludzie, nawet fajna atmosfera, wspominam do dzisiaj ciepło.
Trzymajcie się i nie bójcie szukać pomocy jeśli boicie się każdego dnia wstając do pracy, albo nie możecie spać ze stresu. Ta krótka lekcja życia nauczyła mnie, że nie ma nic ważniejszego niż żyć w zgodzie z własną głową. Teraz jestem w pracy, w której mam mnóstwo prawdziwego stresu, ale takiego, który napędza mnie do działania i tego każdemu życzę 🙂