Pracowałem kiedyś w firmie produkcyjnej na Śląsku a’la pański folwark. Łaskawy szef pozwalał na korzystanie z JEGO ekspresu pod warunkiem regularnych składek na kawę (marka i typ określona z góry, bo inne szefowi nie smakowały) oraz każdorazowego przywracania ustawień ekspresu na jedyne słuszne, miłe szefowi, podobnież ustalone odgórnie w momencie zawarcia nieformalnej umowy o prawo do eksploatacji wspomnianego urządzenia.
Naturalnie zdarzało się, że ktoś zapomniał przestawić pokręteł, a wtedy najjaśniejszy z panów chodził od biura od biura z pytaniem kto ostatni czarnym napojem się raczył. W swej łaskawości, jeśli tylko winny się ujawnił i ukorzył słowami:
„przepraszam, szefie”, ograniczał się do pogrożenia i rozmowy korygującej wraz z przypomnieniem warunków umowy; jeśli nie, podchodził do każdego biurka, łapał za kubek i osoba z najcieplejszym kubkiem, jako jednoznacznie winna, otrzymywała bana na 2 tygodnie korzystania z ekspresu, podlegającemu przedłużeniu na czas nieokreślony w przypadku recydywy.
Wspaniałe to było 9 miesięcy, nie zapomnę ich nigdy, tak jak życiowej nauki, że najgorszy szef to taki, któremu się nudzi. Koledzy i koleżanki z tamtych czasów, jeśli jeszcze tam pracujecie, wiedzcie że myślami jestem z Wami, Zagubione Dusze…