Praca po 12h, fakt faktem niezbyt wymagająca. Starsi pracownicy pracowali normalnie po 168-180h w miesiącu. Młodzi tacy jak ja miesięcznie po 260h. Oczywiście umowa o pracę na jedną stację, a „nadgodziny” umowa zlecenie na drugą stację. Oczywiście za najniższą krajową.
Zakaz siadania przy stolikach (my nie mieliśmy nawet stołu ani krzeseł, śniadanie trzeba było jeść na stojąco albo siedząc na drabince), płacenie za straty na sklepie (bardzo często towar był przerzucany między stacjami i źle księgowany i później my za to płaciliśmy jak były braki, mimo że na drugiej stacji tego towaru co nam brakowało było na +)
Przeterminowane kanapki musieliśmy wyrzucić do zwykłego kosza na śmieci, raz jak kierownik nas przyłapał, że jedliśmy te przeterminowane kanapki to musieliśmy za nie normalnie zapłacić i bez zniżki pracowniczej.
Jak trafiliśmy na tajemniczego klienta albo inną taką kontrolę to jak wszystko było dobrze to była cisza, jak nie przeszliśmy to zabierali nam premie, którą i tak zawsze dostawali starsi pracownicy.
Ogólnie to system premiowania był wyliczany przez system.
My swoje wyniki zapisywaliśmy ręcznie na kartce a kierownik później to wpisywał w komputer. I dziwnym trafem zawsze te same osoby dostawały premie a te same nie dostawały, mimo że z kartek wychodziło coś innego. Wytrzymałem tam 8 miesięcy bo niestety to były czasy gdzie nie było pracy, a zwłaszcza dla ludzi prosto po szkole.
A tak jeszcze dopisze, za te 260h pracy zarabiało się około 2400zl. 🙂