Mieszkam w Belgii, długo nie mogłem znaleźć nowej pracy bo „panie kryzys jest, wszystko stoi”. W końcu dostałem telefon z agencji dla której już wcześniej robiłem, że jest mną zainteresowana fabryka frytek na stanowisko operatora maszyn pakujących. Mówię:
– Pracowałem wcześniej przy pakowaniu, coś tam z maszynami potrafię ale jako operator stricte to nie mam doświadczenia, kalibracji żadnych, ustawień w komputerku nie klepałem.
– Nie ma problemu.
No to jak nie ma to nie ma. Dobra kasa nawet (16,6e + 0,55e dodatek zmianowy i 6e dziennie za dojazd rowerem) to można spróbować mimo, że dość już miałem fabryk.
Kazali czekać kilka dni aż dostanę info kiedy się zdzwonimy na rozmowe o pracę przez video. Dzień później (wtorek), godzina 11. Siedzę w majtkach w kuchni i palę papierosa. Dzwoni do mnie agencja, że firma pyta czy dam radę wbić do nich na 13. Pytam czy na rozmowe, czy jak? „Nie nie, pracować już”.
Trochę zbity z tropu mówię, że no ok, zobacze co da się zrobić ale nie obiecuje bo jeszcze do nich do biura trzeba jechać, umowe podpisać itd. Finalnie nic z tego nie wyszło, bo nie posiadam ani zdolności do teleportacji ani bilokacji. Umówiliśmy się na videocall w czwartek i jak będzie ok to w poniedziałek zaczynam. Rozmowa jak rozmowa, opowiedziałem co wcześniej w tym temacie robiłem, babeczka mówi, że skoro mam być do przyuczenia to mogą mi dać póki co 15e na godzinę plus dodatki takie jak poprzednio. Dobra, niech wam będzie.
Przyjeżdżam w poniedziałek, babeczka mnie oprowadza po zakładzie nic w zasadzie nie wyjaśniając, przejmuje mnie jakiś starszy Arab i idziemy pakować opakowania pociętych ziemniaczków do skrzynek. Stoję tam już 3 godziny, pot mi z dupy leci i się zastanawiam po pierwsze – kiedy przerwa, po drugie – kiedy maszyny.
Pytam jakiegoś typa co przechodzi obok kiedy przerwa jest a on mierzy mnie wzrokiem i z dobrze znanym mi akcentem pyta „łot is jor naszinality”. Wszystko zrozumiałem od razu i pytam go już w ojczystym języku jak tu jest z przerwami.
– Na przerwę możesz iść kiedy chcesz. 5, 10, 30 minut, godzina nawet tylko jak się odbijasz kartą to Ci za ten czas nie płacą, dlatego wszyscy tu zostają dłużej robić.
Z takim czymś spotkałem się akurat po raz pierwszy, no ale ok. Pytam jeszcze, czy dużo tu polaków. Okazało się, że 3/4 tutaj to rodacy i aż dziwne, że się wcześniej nie domyśliłem widząc jak zapi*rdalają. Mówiąc „zapi*rdalają” dokładnie to mam na myśli.
Chłopy przerzucają dziennie po kilka ton ziemniaków i jak się skończy wózek to jeszcze sprintem pobiegną do chłodni po następny. Spytałem raz jednego czemu się tak katuje skoro płacą mu za godzine a nie na akord (i w myślach jeszcze skąd ma tyle siły i czemu jej przyjemniej nie spożytkuje) to mi powiedział, że wielki brat patrzy i wskazał na kamerę w rogu hali.
Ktoś tam przyszedł, też rodak i zabrał mnie na inną hale gdzie pełno maszyn. Pomyślałem, że w końcu to po co tu przyszedłem ale szybko okazało się, że nie. Miałem rozcinać plastikowe 10kg wory z frytkami i wrzucać do maszyny która je potem zapakuje jak do sprzedaży w małe woreczki po 500g. Robiliśmy to razem z innym Polakiem.
Dużo złego mi o tej firmie powiedział, również że ludzie stąd najczęściej po tygodniu odchodzą i że można robić nadgodziny i w soboty a płacą pod stołem. A na tego operatora belgijca starego co tą maszyne ustawiał żebym uważał bo „to kawał ch*ja jest”. No i był.
Czasem stałem po drugiej stronie maszyny i te małe woreczki stawiałem na kratki na wózkach. 9 sztuk w 6 rzędach. Typ dopi*rdalał nieludzkie obroty, typu 120 sztuk na minute gdzie nie dość, że trzeba to starannie ułożyć jedno obok drugiego tylko i wyłącznie etykietką do góry to jeszcze kratki zmieniać i co 10 warstw nowy wózek podstawiać.
Czasem chodził ze szlaufem i polewał brudną podłogę, przy okazji wszystkim na około spodnie. Okazyjnie po fabryce przechadzali się kierownik o wdzięcznym pseudonimie „Łysy” i syn właściciela i poganiali polaczków jak psy bure.
Trzeciego dnia pracy tam spytałem Łysego jak to jest z tymi nadgodzinami bo akurat potrzebowałem kasy na już, to mi powiedział, że mogę jutro przyjść wcześniej ale muszę szybciej robić xD
Operatorstwem to się nie zajmowałem. Nikt mnie nie przyuczał. Jedynie jak któryś z operatorów chciał iść na przerwe to mnie łapał i z grubsza pokazywał co jak klikać przez 15 minut póki nie zje i nie zapali.
Nie równałem tempa do innych, no bo k*rwa szanujmy się. Przez nasze łapy przechodziły tony codziennie a syn właściciela jeszcze miał czelność na teksty typu „to nie jest worek po 20kg tylko 4kg, można szybciej” a jak po kilku godzinach non stop jazdy taśma stanęła na kilka minut i chciałem sprawdzić która godzina i chwile odetchnąć to gwizdnięciem jak do psa i skinieniem wskazał mi podarte worki i rozsypane produkty które trzeba było sprzątnąć z ziemi xD
Był tam taki Daniel, jeden z niewielu z normalnym czyli nie niewolniczym podejściem do pracy, który mówił, że raz to policzył wszystko. Ile boxów zrobił i ile worków wchodzi do boxa. Wyszło mu 9 ton w 8h pracy. I tak codziennie. Mówił, że spać w nocy nie może bo go wszystko j*bie i jak jutro znowu go tam postawią to ściąga fartuch i spi*rdala. Więcej się nie zobaczyliśmy.
Kilka razy dostałem opi*rdol od właściciela we własnej osobie. Raz, że za wolno prowadzę wózek z wysoką jak empire state paletą z kartonami (jakbym prowadził szybko i się wyjebała to chyba byłoby jeszcze gorzej) drugi raz, że niepotrzebnie ustawiam sobie skrzynki jedna na drugą, żeby się nie schylać jak debil i psuć sobie plecy bo trzeba wszystko bezpośrednio na palecie robić. Jest ciężko jak sk*rwysyn ale dwa razy szybciej xD
Innym razem pojawił się na hali jakiś młodzieniaszek który ochoczo przystąpił do j*bania i poganiania każdego, mimo, że gówno wiedział o robocie. Zwożę palete do chłodni a ten do mnie z ryjem żebym jemu dał i nie tracił czasu, szedł następną robić. Następna gotowa, inny chłop poszedł po paleciak ja stoje i czekam. Podbija ten młodziak i coś pi*rdoli czemu stoje i wrzuca kolejne skrzynki na górę.
Ja mu mówię, że jest 6×15. Paleta gotowa i nie wiem o co mu chodzi to nie ściągnął nawet tych skrzynek nowych tylko zabrał tamtemu paleciaka, jak był w połowie drogi i heja palete na chłodnie. Wszystko się trzęsie jak galareta, strach bo może się wypi*rdolić.
Dlaczego?
Bo nie wiedział, że chcieliśmy ją tylko trochę przesunąć od ściany, żeby się wygodnie foliowało stretchem dla zabezpieczenia. Co się potem okazało, młodzieniaszek przyszedł tu na praktyke, bo jego stary ma podobną fabryke tylko że u niego nie mógł tego zrobić xD.
Urodzeni menadżerowie, k*rwa wasza mać.
Nastał czwartek. Od rana gonili nas bez opamiętania. Poskutkowało to tym, że skończyła się robota i kazali iść do domu 1,5h wcześniej. Oczywiście bezpłatnie. Może to nowa strategia optymalizacji kosztów. Kilka godzin później telefon z agencji i gadka co tam jak tam w robocie. Mówię, że ok ale dzisiaj szybciej skończyliśmy i kazali iść do domu.
– Tylko tobie czy wszystkim
– Mi i czterem innym.
– Bo dzwonili do mnie, żebyś jutro nie przychodził i od następnego tygodnia też.
– No to dziwne, bo jeszcze byłem u nich w biurze sprawdzić kartę do drzwi bo jakiś problem był i nic nie mówili. A jaki powód?
– No nie chcieli powiedzieć. Dziwne. Pojedź tam jutro zabrać rzeczy i spytaj, ok?
– Ok.
Pojechałem zabrać buty, oddać kartę itd no i pytam jaki jest powód zwolnienia. Syn właściciela akurat siedział w biurze.
– Boooo… Sprawdzaliśmy na kamerach i… No mógłbyś szybciej pracować xD
I się zastanawiam na ile szybciej? Żeby skończyć zmiane 3h wcześniej, bo nie było co przerzucać do skrzynek i boxów a maszyny nie nadążały??? XD
No i tak to właśnie bywa. Od poniedziałku zacząłem nową robote za 50 centów na godzine mniej i jest wszystko git. Bez wysiłku, pośpiechu, j*bania i polaków z mentalnością „Luizjana 1830”.
Pozdro