sobota, 10 lutego, 2024
Strona głównaPiekielni szefowiePraca na kelnera w restauracji na wsi

Praca na kelnera w restauracji na wsi

Wygrałem rekrutację na kelnera w jednej z restauracji z tej wsi.

1. Gdy przyszedłem do pracy od razu poinformowano mnie, że na okresie próbnym podczas pierwszych kilku tygodni nie dostanę żadnej umowy (z potencjałem na podpisanie umowy zlecenia). Umowy nie dostałem do samego końca po kilku miesiącach pracy. Jako, że potrzebowałem ubezpieczenia to musiałem jeździć raz w miesiącu do powiatowego biura pracy, umawiać się na rozmowy o pracę w firmach poleconych przez owe biuro i ściemniać, że mam za daleko itd. żeby przypadkiem mnie nie zatrudnili. W bonusie na końcu sytuacja stamtąd.

2. Kolejna sytuacja to śledzenie ruchu na kamerach. Gdy był za mały dostawaliśmy telefon od właścicieli, żeby jedna osoba ze zmiany szła do domu. Mieliśmy płacone za godzinę, więc to była słynna optymalizacja kosztów.

3. Poczekadła/startery w formie kromek chleba i kokilków po jednym z twarogiem i smalcem. Jeżeli smalec nie został wykorzystany, albo był tylko trochę „dłubnięty”, to był zwyczaj idący od właścicieli, żeby wrzucić to do wiadra, zamieszać i wrzucić do lodówki w celu ponownego serwowania.

4. Raz poproszono mnie, żebym obsłużył śniadanie po weselu dla gości tej okoliczności. Na magazynie brakło wody do rozlewania do dzbanków. Wody. Powiedziałem właścicielce, że to niezła siara, żeby brakło akurat tego.

5. Ten punkt to konsekwencja czwartego. Jak powiedziałem o tej siarze z brakiem wody nagle dostałem może połowę zmian na restauracji. Ale nic to, i tak nie była to praca marzeń, a wtedy byłem już w tym utwierdzony.

6. Kolejny skutek punktu 4. Właściciele przynosili pieniądze na towar od dostawców i wrzucali je na szafkę, co by kelnerzy mieli zdjąć to, gdy przyjedzie dostawca i mu zapłacić. Faktur na przelewy nie dostawali, ponieważ jak dostawali to narobili długów xD (to info jest przekazane przez starszą koleżankę z pracy tam, więc się pod tym nie podpiszę, ale ten fakt jest wysoce prawdopodobny). Nie ruszałem tych pieniędzy do czasu konieczności zapłacenia nimi. Zawsze, z przezorności. No i zdarzyło się, że raz przyjechała dostawczyni z jakimiś środkami czystości, więc wyciągam kopertę, a tam brakuje 600 albo 700 PLN. Szybki telefon do właścicieli, żeby przyjechał ktoś z kasą, bo nie mam (nie pamiętam już czy zapłaciłem wtedy utargiem, czy ktoś to dowiózł – kompletnie nieistotne). No i po sprawie zaczęto szukać tych pieniędzy, a ta sama starsza koleżanka powiedziała, że kiedyś już tak zrobili gdy chcieli pozbyć się innego kelnera i podpięli mu kradzież. Szkoda, że im się wtedy udało. Na szczęście kamery wtedy potwierdziły moją niewinność, a córka właścicieli po kilku dniach przyszła rżnąć głupa, że „wiesz co Adrian? Haha, zostawiłam te pieniądze na stole u siebie w kuchni i tak wyszło”. 600-700 PLN luzem na stole przez kilka dni leżały? Cytując ją – „Haha”.

Bonus: gdy chodziłem robić teatrzyk, po zakładach sugerowanych przez Biuro Pracy, rozważałem oferty na poważnie, bo mogły być lepsze niż praca w Wysowej. Raz trafiłem na delikwenta, który posiada renomowany wśród autochtonów pub w Gorlicach i powiedział mi, że nie jest w stanie dać mi najniższej krajowej (gość miał umowę z biurem pracy), a tylko opłaci mi składki i będzie płacił mi 8 PLN za godzinę.
Był to 2017 rok, więc może teraz ci ludzie poprawili swoje zachowanie. Wątpię, ale może 😆

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE