piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaPiekielni szefowiePraca na statku i kapitan janusz

Praca na statku i kapitan janusz

Zacząłem się fascynować mechanika i padła decyzja za namową rodziców bym wracał do Polski i zrobił studia morskie na wydziale mechanicznym.

Postanowione zrobione. Ojciec pływał całe życie więc powinno być ok. Jakieś znajomości oto powinno być spoko.

Zrobiłem 1 rok. Ale do zakończenia studiów muszę odbyć rok praktyk na morzu.
2 miesiące jako kadet/wiper (czyli osoba od brudnych zadań w maszynowni)(ale jednocześnie najrzadziej występujące stanowisko i bez znajomości ani rusz) i później już można pływać jako motorman (motorzysta). Czyli już trochę lepiej płacona praca.

Jadę z ojcem do agencji z którą dość często współpracował. Stary poszedł pogadał. Powiedział że być może coś będzie.

Mija 2 dni. Mam się stawić do agencji.

Przychodzę. Jest robota jako wiper 2-3 miesięczny kontrakt. 4k Euro na rękę (gigantyczna kasa jak na to stanowisko). „Biere” bez zastanowienia.

Wyjazd już jutro. Kierunek Norwegia środkowa/północną. Wypas jeszcze tam mnie nie było
Przelot 3 samolotami. Ostatecznie ładuje w Bodo (ostatnie „duże” miasto na północ od Norwegii środkowej.

Taksówka. Wzdłuż całego miasta przystań. Stoją mniejsze statki. Przeważnie pasażerskie. Szukam swojego.

Dziad k*rwa ja pi*rdole. Nawet „mapinduzi” najtańszy pasażerski statek który woził ludzi z Zanzibaru do dar-es-salam (Tanzanii) był nowszy.

Przede mną stoi rudera (jak później się dowiedziałem 1956 rok budowy). Dobra kij z tym wypływam 2 miesiące będę miał papiery motorzysty i 1 rejs za sobą dalej tylko lepiej.
Wchodzę na statek.-herman?
-tak
– szybko szybko musimy spi*rdalaj
– ???

Dobra idę na mostek. Kapitan jest w takim stanie upojenia że nawet na czworakach nie może się poruszać…

Osoba co mnie przywitała w trybie ekspresowym sama luzuje cumy. Odbijamy i odpływamy.

4 godziny później dobijamy do cholera wie czego. Jakąś pozostałość wybrzeża. Wreszcie dowiaduje się o co kaman.

Kapitan w stanie nak*rwienia (bo inaczej tego nazwać nie można) zderzył się z mostem. Musiał mieć albo polskie albo rosyjskie korzenie bo oczywiście spi*rdolił z miejsca wypadku. Od tamtego czasu miał wyłączone systemy nawigacyjne (ice)(połączone z GPS), które muszą być obowiązkowo włączone… (By jakoś zamaskować to co się wydarzyło). 2 dni maskowalismy ślady uderzenia.

To tak na wstępie.

Teraz małe info w czym się znalazłem.

Statek 1956 rok budowy 96 metrów długości 8 szerokości. Pordzawka. Kapitan jest właścicielem statku. Silnik – partyzantka. Wsadzony silnik od dużej spycharki. Została nawet skrzynia biegów. Agregaty prądotwórcze. 2 silniki samochodowe przerobione na generatory. Z silnika głównego dosłownie tryska. Na dziobie znajduje się kolejny silnik (pomocniczy) który napędza śruby boczne (latwiej cumować ale o tym później).

Na statku zamocowana jest koparka oraz wielgasny taśmociąg.

Kapitan Norweg. Cook (kucharz) babka z Polski. Mąż żyje w Polsce. Baba spi w kajucie z kapitanem… Kto co lubi… Nie moja sprawa ale… Jrpd.

Mechanik. Polak.

Koparkowy Polak.

Chief – chłopak z Rosji.

Oraz ja.

Jak w trakcie wyszło. Nie ważne na jakim stanowisku byłeś. I tak byłeś od wszystkiego. W ciągu godziny miałem przeszkolenie na koparkoweyo (koparka sporą lyzka 4metry sześcienne. To co widujemy przy budowach dróg mają przeważnie 1-1.5 metra.)

Dzień wyglądał tak. Załadunek 2 godziny. ankiecie ładowni (koparka podnosiło się pokrywy) oraz wciągnięcie taśmociągu.

Przepłynięcie do wyładunku średnio 6 godzin. (To była ta możliwość by coś zjeść (o tym dalej) i przespać się (średnio dziennie spało się 4 godziny na raty w ciągu doby) jak koparkowy nie miał już sil ktoś z załogi go zmienial. Wyładunek. 4 godziny. Wyładowywalo się koparka (sypało się do leja z niego na taśmociąg). Jako że przeważnie woziliśmy kamienie to ten lej non stop się zapychał i wtedy włazili się do niego i wywalało się 3-4 metry sześcienne granitu ręczne. Na końcu wyładunku zlazilo się do ładowni i trzeba było ogarnąć łopatami to czego nie mogła koparka zgarnąć z ładowni (czyli około 5 ton).

Dobra kasa dobra 2 miesiące jakoś zleci… Ale…

Ładowność statku była 620 ton braliśmy 900-950. Przeciążenie masakryczne. Linia maksymalnego zanurzenia średnio metr pod wodą. Niebezpieczne w ch*j. W dodatku gdzieś na dziobie z prawej burty jest dziura przez co statek ciągle nabiera wody więc 2 pompy balastowe oraz pompa pożarowa chodzą non stop by utrzymać to nieszczęście na powierzchni. W dodatku jeżeli statek dostawał przechyłu na prawą burtę więcej niż na 30 sekund padało całe zasilanie łącznie z silnikiem głównym i trzeba było dosłownie lecieć do jednego z silników samochodowych in go odpalać ręcznie.

Dni mijają wk*rwienie rośnie. Cook bardzo się stara jedzenie które dostajemy codziennie to gotowane nie obrane ziemniaki i jakieś najtańsze mięso z mikrofali… Full wypas nie wiem jakim cudem nie nabawiłem się wrzodów. Na statku są wędki. Złapanie łososia czy dorsza 2-4 kilogramowego sprawa dosłownie 5 minut. Ale „kucharz” po otrzymaniu świeżej wypatroszonego ryby mówi że nie potrafi jej zrobić. Najwidoczniej jedyne co potrafiła to ziemniaki mikrofala i lodu dla kapitana oraz obrabianie dupy całej załodze.

Warto wspomnieć też jak przyczyniliśmy się do utrzymania pięknej ekologii norweskich fiordów. W czasie cumowania jak się korzystało z silnika manewrowego na dziobie do krystaliczny czystej wody trafiało około 40 litrów oleju hydraulicznego co minute. Ale by zamaskować ten przepiękny wyciek wylewało się po 1-2 butelki Ludwiku (tak ten płyn do mycia naczyń którego mieliśmy 2 palety na statku) za burtę.

I teraz 2 najciekawsze przygody.

Po zakończeniu jednego z załadunków i odpłynięcia dosłownie 20 metrów od brzegu nasz wspaniały kapitan postanawia podłączyć nowy komputer sterujący silnikiem głównym gdy ten chodzi. Wspaniały pomysł. Po odłączeniu starego komputera silnik główny oczywiście gaśnie. Prądy morskie we fiordach są raczej mocne statek ściąga na w kierunku brzegu…

Teraz włączcie fantazje. Koparkowy który jeszcze nie zdążył wysiąść z koparki zostaje 1 w historii kapitanem koparkowego kajaka. Przez 20 minut łyżka od koparki wiosłuje raz z lewej raz z prawej. I jakimś cudem ratuje statek przez wejście na mieliznę rufa.

3 dni później. W czasie jednego z załadunku dochodzi do sytuacji przez która zmieniam podejście z trzeba jakoś przeboleć do niebtonjuz jest przegięcie pały.

Załadunek. Jestem na brzegu. Wypełniam papiery dotyczące ładunku adresu dostawy itp. Statek załadowany mniej więcej na 75%. Ale cumy nie były luzowane i statek faktycznie jedna burtą wisiał na nabrzeżu. Cumy pękają. Statek drastycznie przechyla na burtę. Mechanik który był wtedy na pokładzie ratuje się przed lecącymi że statku na nabrzeże klapami ładowni skacząc do wody (dobrze że chłop był młody i dobra reakcja bo nie było by co zbierać). Rzucam się po drabince z wybrzeża w dół. Zablokowane nogi w szczeblach drabiny jakoś go chwytam. I trzymam. Wyciągnąć nie mam szans. On sam też nie daje rady. Temperatura wody max 5c.

Statek częściowo dryfuje. Przechylony dobre 30 stopni. Częściowo oparty o nadbudówkę. Koparkowy ramieniem koparki stara się utrzymać statek w jednej pozycji tak by nie przechylił się jeszcze bardziej i tak byśmy nie zostali zmiażdżeni. Norwegowie z miejsca załadunku prawdziwi wikingowie. Wyciągają mechanika z wody. Wyziębiony ale bez hipotermii. Godzinę później schodzi ze statku rzuca robotę. Dobre 6 godzin mija zanim udaje się wypionowac statek. Kapitan woła do siebie.

-Sprawa taka i taka nie mamy mechanika. Będziesz mechanikiem.
– że k*rwa co?
-będziesz mechanikiem. Jutro tankujemy paliwo będziesz musiał się podpisać jak Andrzej. Naucz się jego podpisu.
-p*jebalo?
-jestem kapitanem. To jest rozkaz.
-nie mam uprawnień na mechanika.
-mnie to nie obchodzi.

Wyciąga listę załogi i tu widzę że nawet nie zostałem zamustrowany. (Dla tych co nie wiedzą o co chodzi tłumacze. Każda osoba czy to członek załogi czy to pasażer po wejściu na statek zostaje dodana do bazy danych i widnieje jako osoba przebywająca na statku. Cały czas co byłem na statku nigdzie nie widnialem. Czyli na statku mnie nie ma. Jak by statek zatonął to by mnie nawet nie szukali. Nie wspominając już o tym, że te dni nie są zaliczone do praktyk).

Moje wk*rwienie sięga poziomu maksymalnego. Darcie mordy z mojej strony nigdy nie osiągało tyłu przeklestw w tylu językach wychodzę trzaskając drzwiami z całej siły. Wylatują z zawiasów. Mam wywalone.

Chwilę później za mną biegnie Lola.

-masz go przeprosić to jest kapitan
w jej stronę też lecą obelgi.
-i tak nic nie zrobisz. Dodaje.

Idę zapalić. Jakoś się uspokajam. Ale stwierdzam że miarka się przebrała. 5 tygodni już przetrwałem. Szkoda by ten czas się zmarnował. Trzeba wykombinować plan zemsty.

Szybkie spisanie wydarzeń od początku do końca. Przyszykowany do wysłania. (Internetu brak ale będzie w następnym porcie.) Ale telefon działa.

Na szczęście doświadczenie z UK i związkami miałem pozytywne. Przed wypłynięciem zdążyłem zapisać się do ITF seafarers (gigantyczna unia z jeszcze większą siłą przebicia).
Dzwonię do oddziału w Norwegii podaje statek lokację. Przedstawiam na szybko sprawę. Po czym dostaje śmiech w słuchawkę. Pan kapitan ma wujka (czy kogoś tam) dobrze postawionego nic mu pan nie zrobi spadaj pan na drzewo… (A rozmowa z mojej strony nagrywana). Trochę załamany. Nagle śmiech – żadne ITF ci nie pomoże. Jest na kontrakcie rządowym.
Kucharz od 7 boleści podsłuchiwała rozmowę.
Zacząłem sprawę to dociągnąć do końca.

Idę do kapitana. Ten już oczywiście wie, że dzwoniłem do ITF. Śmieje się że nic nie zdziałam. Przyznaję mu rację. Z jego strony ponownie pada propozycja mechanik ale tym razem tylko na tydzień póki nie przyjdzie nowy. Dostanę 500eu bonusu.
Zgadzam się. Nagrywanie w telefonie włączone.

2 dni „normalnego” pływania. Ale w końcu jest port bez załadunku zakupy prowizji itp.
Idę kupić „upominki”. Jestem sam.

Telefon do głównej siedziby ITF w Londynie. Przedstawiam sytuację. W słuchawce niedowierzanie. Mówię że mam dowody i że będą jeszcze większe jutro. Wyjaśniam sprawę z tankowaniem. Z tym że mam podrobić podpis. Dostaje adres email. Wysyłam wszystko co mam. Po 5 minutach oddzwaniają. Masz zatankować zrobić tak jak mówi kapitan. Po wypłynięciu na burtę wejdzie policja portowa i przedstawiciel ITF z Londynu.

Dajemy gwarancję że panu nic nie będzie.

Następnego dnia. Tankowanie. Udaje mechanika. Podpisuję się lewym podpisem.
Wypływamy. Po wyjściu z portu. Dosłownie po 10 minutach podpływa sporą motorówka. 4 osoby.

Po krotce. Kapitan w kajdankach. Statek z powrotem do portu. Kucharka prosi o zejście. Pewnie wie że gdyby została to by ją ktoś za Burtę wyrzucił. Jedna z tym osób co była w motorówce zostaje na statku. Będzie pełniła rolę tymczasowego kapitana. Jako że statek był na kontrakcie rządowym w ciągu 2 dni dostaliśmy mechanika oraz prawdziwego Cooka. Dokończyłem 2 miesiące i 1 dzień.
Dostałem pełny wpis do praktyk. I miałem okazję zobaczyć Svalbard. Do domu wróciłem z 32 kilogramami ryby.

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE