Jakiś czas temu, kiedy jeszcze człowiek szukał pracy a nie odwrotnie, znalazłam robotę w miejscu z handlem i usługami. Na początku na staż, reszta wypłaty na rękę, od poniedziałku do piątku + soboty różnie.
Później dostałam umowę zlecenie, dobra, pracuję dalej. Po jakimś czasie poszłam do lekarza a tu się okazuje, że nie mam ubezpieczenia. Przyszłam do pracy i mówię szefowej jak to, a ona „to mąż pani nie ubezpiecza?”
Na drugi dzień oznajmiłam, że zarejestrowałam się w PUP, szok i niedowierzanie! Umowy nie mogłam się doprosić, pracy innej znaleźć, w urzędzie mówili że ofert nie ma. Tak zleciało kilka miesięcy. Kiedyś się rozchorowałam, temperatura 39, mówić nie mogłam, człowiek ledwo nogami powłóczył, oczywiście zero urlopu czy chorobowego, a ona „pani X, pani to się chyba robić nie chce” …
W końcu się doprosiłam normalnej umowy o pracę, ale po dwóch miesiącach złożyłam wypowiedzenie, bo się okazało, że już nie pracuję na godzinę tylko od umowy, czyli najniższa krajowa za 190-200 godzin miesięcznie.
Historia z happy endem, niedawno zauważyłam, że Grażynka biznesu interes zlikwidowała całkowicie.