czwartek, 18 kwietnia, 2024
Strona głównaPiekielni szefowiePraca w gastro jak za komuny

Praca w gastro jak za komuny

Opowiem Wam o jednym z pierwszych miejsc, w którym pracowałam. Miejsce: „restauracja” w markecie. Do tej pory zastanawiam się kto był gorszy szef czy pani kierownik.

Jeżeli chodzi o umowę o pracę to tu nie mogę powiedzieć była, co prawda najniższa, ale zawsze. W tamtym okresie byłam zdesperowana, dlatego tyle wytrzymałam.

Jedzenie serwowane było na miejscu i na wynos, ceny jedzenia nieadekwatne do jakości i sposobu przygotowania, naprawdę dość drogo jak na punkt gastronomiczny w markecie i tamte czasy. W szczególności, że jedzenie było tylko i wyłącznie wyjmowane i podgrzewane w mikrofali. Ziemniaki mikrofala, makaron mikrofala, kluski mikrofala.

Jedna rzecz była smażona na patelni, schab, ale trzeba było odradzać zamawianie jego klienta, ponieważ wtedy było się narażonym na nieprzychylność „kucharki”, która w akcie zemsty opóźniała lub zapomniała o wydawaniu dań dla twoich klientów.

Ogólnie lokal cieszył się bardzo dużą popularnością. Może dlatego, że byli to raczej klienci przypadkowi, stałych było z 2 czy 3, którzy wiedzieli jak wygląda proces przygotowywania dań i zamawiali tylko kawę. Często mieliśmy zwroty dań, a bo nie da się tego zjeść, a bo zimne, różnie. W tym momencie pojawia się piekielność kierowniczki, jeżeli klient zwrócił danie, jednocześnie my jemu pieniądze. To kierowniczka odciągała nam to z pensji/napiwków.

Pracujące ze mną dziewczyny były to tego przyzwyczajone, a mi opadła szczęka za pierwszym razem. Pani kierownik liczyła też utarg, miałyśmy nerki, przy stoliku rozliczaliśmy się z klientem. Już w pierwszym dni dostałam ostrzeżenie od dziewczyn, abym liczyła swoje napiwki, bo kiedy pani kierownik liczy utarg magicznie się pomniejszają.

Uwierzcie, że przy całym dniu i ilości, klientów, która się tam przewijała ciężko było to na bieżąco liczyć. Jednak, któregoś dnia skrupulatnie liczyłam, kiedy nadszedł czas liczenia utargu, kierowniczka policzyła a z napiwków zostało około 25 zł, gdzie byłam pewna, że tego dnia miałam jakieś 60 zł.

Zwróciłam uwagę kierowniczce, spaliła buraka mówiąc, że przeliczy raz jeszcze. Jak wspomniałam wcześniej ruch był tam duży, szczególnie w niedziele wtedy nie było jeszcze niedziel niehandlowych.

Kiedy szef przyszedł ze swoimi kolegami trzeba było rzucić wszystko, dosłownie, nie ważna była ilość stolików i to, że kliencie czekają on musiał otrzymać wszystko od razu. W tym miejscu pracowałam przez około 4 miesiące.

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE