W mojej byłej firmie pracowałem 7 miesięcy (UK). Przez ten czas ani razu nie opuściłem nawet 1 dnia, ba! Zostawałem na nadgodzinach, przychodziłem w weekendy, byłem na każdym możliwym zastępstwie za co otrzymałem nawet tytuł „Pracownika roku” jako że mojemu szefostwu bardzo się to podobało (magazyn, praca na kompletowaniu zamówień w chłodni i zamrażalce w temp od +5 st. do -25st, duża rotacja, nikt nie chciał tam pracować, ludzie przychodzili a po paru godzinach wychodzili i nie wracali)
Praca sama w sobie nie była zła, było nawet fajnie… do czasu.. Kiedy poszedłem do HR, aby wypisać sobie 2 tygodnie urlopu, w lipcu brałem ślub.. w Polsce. Wszyscy o tym wiedzieli od samego początku, stąd tyle moich nadgodzin i duuużo urlopu, a ja chciałem tylko 2 tygodnie.
Urlopu nie dostałem. Na pytanie „dlaczego” powiedzieli, że dobry ze mnie pracownik i jestem potrzebny tutaj.. Powiedziałem, że jadę na ślub, MÓJ ślub, żenię się ludzie.. i co?
MAM PRZEŁOŻYĆ.. tak.. w rozmowie z szefem usłyszałem, że MAM PRZEŁOŻYĆ ŚLUB, bo oni żadnego urlopu mi nie dadzą, nawet bezpłatnego. I wtedy również dostałem groźbę, że jeśli się nie ustosunkuje i pojadę, to nie mam gdzie wracać…
Pojechałem. Zwolnili mnie. Jakoś nie tęsknię.