Pracowałam kiedyś w wielkim hotelu. Miał 4 gwiazdki, i ruch był tam spory. Mimo zimy też jakoś się utrzymywał, dużo imprez i dużo gości. Jak to zwykle bywa szef miał problemy z pieniędzmi. Często nie płacił w terminie, lub dawał jakieś zaliczki. Nie tylko pracownikom się obrywało, facet nie płacił też dostawcom, nie pokrywał faktur. No i stało się. Wulkan wybuchł.
Pierwsza była piekarnia, pewnego ranka nie dowieźli chleba na 200 śniadań. Kierownik sam osobiście woził chleb z pobliskich sklepów, jak się okazało szef nie zapłacił za ostatnie zamówienie i nie będą już wozić chleba.
Czekamy na gościa od warzyw, to samo zlecenie trzeba zapłacić za 5 ostatnich zamówień.
Mięso to samo, nie ma i nie będzie do momentu zapłaty. Przychodzi pan od piwa w beczce.
Uradowani, że piwo w końcu przyjechało. Facet wymontował pustą beczkę spod baru i zabrał ją, nie zostawiając pełnej. Rzucił tylko zapłaćcie za piwo to będzie piwo i wyszedł.
Szef słysząc o co chodzi, przyjechał wielce zirytowany i zaczął wydzwaniać do dostawców, że on już zapłaci. Kuchnia wstrzymana nie ma na czym gotować, bar tak samo nie ma napojów i alkoholu. Piekło. Nagle zgasło światło, czyżby poszły korki? Nie! Rachunków też nie płacił.