Szukaliśmy ze znajomym pracy, więc zdecydowaliśmy, że możemy znaleźć coś wspólnie. Wysłaliśmy CV do pewnej firmy pod Bydgoszczą, pojechaliśmy na rozmowę. Oferta pracy na stanowisku magazyniera, kierownictwo wydawało się być w porządku, mówią: Praca nie jest ciężka, prawie w ogóle nie ma pracy fizycznej, głównie jeździ się na wózku, załadunki i rozładunki aut, wózek czterokołowiec, u nas wszystko jest na papier, a nie jak w innych firmach że lecą w chuja, poza tym umowa pierwszego dnia, na początku zlecenie miesiąc, potem umowa o pracę.
Pierwszego dnia, zanim dostaniecie ciuchy firmowe nawet nie musicie się jakoś specjalnie brudno ubierać, bo się nawet nie ubrudzicie.
No dobra.
Pierwszy dzień: tylko fizyczna robota, uj*bani prawie po barki, widzimy, że załadunki i rozładunki głównie paleciakiem. Śmiejemy się z pewności siebie w tym co mówił i luzu z jaką wygłaszał ofertę stanowiska, a ewidentnie zrobił nas w chuja. No cóż, trzeba szukać czegoś innego, ale chwile się jeszcze przemęczyć. Do końca pracy, czyli jakieś trzy tygodnie z kilkoma dniami przerwy praca fizyczna (zachorowaliśmy obaj i nie chcieli nam uwierzyć bo przecież początek pracy to nie można zachorować, no bo jak to), upi*rdoleni, czasem praca na wózkach rydwanach to jeszcze nie tak źle, wezwani na rozmowę z powodu poprzedniej nieobecności i marudzenie, że oni nie wiedza czy my chcemy dalej pracować (był to drugi tydzień lub ponad a my nadal nie dostaliśmy nawet umowy).
Zrezygnowaliśmy z pracy, tak jak napisem wcześniej, po trzech tygodniach, umowę podpisaliśmy jak już wyprosiliśmy ostatniego dnia pracy, po którą musieliśmy zapi*rdalać do głównej siedziby firmy do Bydgoszczy, mimo że kierownik miał ją już (podobno) dzień wcześniej i był wtedy u nas w oddziale.
Wypłata miała być 10 następnego miesiąca, nie przyszła. Dzwonimy, cisza. SMS do kiero dlaczego jeszcze nie ma i odpowiedź, że będzie 14. Przychodzi 14, wypłaty nie ma. Telefony do kierownika, nie odbiera, na SMS nie odpisuje. Dopiero konsultacja z kadrami przyniosła efekt taki, że pieniądze dostaliśmy w końcu 15.
Na typa mówili ”Czarodziej”.