Była szefowa miała w zwyczaju mówić jedno, robić drugie. Rozmawiałam z nią przez telefon, dzieliła między nas dwie rzeczy do zrobienia przed jakąś konferencją.
Przy jednej z takich rzeczy powiedziała, że sama się tym zajmie (a ja – robiąc na bieżąco notatki z rozmowy – zapisałam przy tym punkcie „to robi szefowa”).
Jakieś dwa tygodnie później było spotkanie z zarządem, i padło pytanie o właśnie tą sprawę (którą miała ogarnąć szefowa).
Ona najpierw zdębiała, a za chwilę mówi do wszystkich „No, Zosiu, na jakim etapie jesteś?”. Ja w tym momencie byłam bliska wybuchu, bo pracowałam od lat, a nigdy nikt z moich dotychczasowych przełożonych nie odwalał takich akcji.
Nie zdążyłam jeszcze nic powiedzieć, a szefowa wypala „wybaczcie Zosi, jest nowa, dopiero się uczy”. Zarząd w CH*j niezadowolony, ale „dali mi jeszcze chwilę na załatwienie tej ważnej rzeczy”.
I najlepsze: po spotkaniu zapytałam ją, że przepraszam bardzo, ale co to miało być?? Odpowiedź szefowej: ZAPOMNIAŁAM O TYM, ALE TO TWOJA WINA, BO TWOIM OBOWIĄZKIEM JEST CZASEM ZAPYTAĆ JAK MI IDZIE.