Prezesi banku, w którym pracowałam lata temu (bank już nie istnieje- skasowali go za machloje i przekręty), zabierali sobie do domu obrazy- dzieła sztuki (jeden z nich miał bliską współpracę z Muzeum Narodowym).
Potem podczas inwentaryzacji majątku trwałego banku brakowało najcenniejszych dzieł sztuki (Matejko, Malczewski), bo jeden z drugim sobie do domów brali i szpanowali obyciem i światowością.
Wozili się najdroższymi samochodami (Mercedesy, Volvo), każdy miał prywatnego kierowcę, wypasiony gabinet, łiskacze od rana, a pracownicy zarabiali najniższą krajową.
Potem kiedy Zarząd komisaryczny z NBP wkroczył i zaczął robić porządek, wszyscy nagle poszli na L4 na ciężkie choroby. Część z nich potem siedziała w pierdlu.