czwartek, 18 kwietnia, 2024
Strona głównaPiekielni szefowieLęki społeczne, praca w call center

Lęki społeczne, praca w call center

W 2016 roku byłam jeszcze studentką dzienną i szukałam jakiejś pracy, by sobie trochę dorobić. Aplikowałam na dużo ofert w zawodzie, ale mi się nie udawało. Nie bardzo chciałam iść do jakiejś innej pracy, bo cierpię na lęki społeczne i w tamtym czasie dopiero zaczynałam się leczyć. Jednak pewnego razu koleżanka namówiła mnie do pójścia na rozmowę do jednego call center, właściwie namówiła to trochę złe słowo, źle ją zrozumiałam i myślałam, że to będzie inna praca.

Mniejsza o szczegóły. Poszłyśmy do firmy, myślałam, że czeka nas rozmowa kwalifikacyjna, a okazało się, że to nie była rozmowa, tylko już cała prezentacja co się w tej firmie robi i przyjmowali od ręki. Praca polegała na tym, że dzwoni się do lekarzy z bazy ZnanyLekarz i oferuje bezpłatne szkolenia czy tam jakieś webinary. Był system komputerowy, który sam wybierał połączenia, jedno się skończyło i system od razu łączył z kolejną osobą, bez chwili przerwy nawet na oddech. Dozwolone było chyba wzięcie 5 min przerwy na każdą godzinę pracy, ale nie można było tego łączyć. Nie można było zrobić np. tak, że 3 godziny pracować i wziąć 15 min przerwy, żeby coś zjeść.

Za przerwę powyżej 5 min było obcinanie kasy (oczywiście to była zleceniówka). A kasa była śmieszna, bo to był jeszcze moment, gdy nie było minimalnej na zlecenie. Płacili chyba 8 zł za godzinę brutto (a też przypominam, że nie było wtedy pitu 0).

Próbowali rzucić jakąś marchewkę, że osoba, która namówi w miesiącu najwięcej osób na to szkolenie dostanie jakieś dodatkowe hajsy.

Pierwszego dnia spędziłam kilka godzin na prezentacji jak ta praca ma wyglądać, jak wygląda system, siedziałam chwilę przy osobach, które już pracowały i słuchałam jak one rozmawiały z ludźmi.

Drugiego dnia zostałam od razu rzucona na słuchawkę.

Jak zaczęłam rozmawiać z tymi osobami to poczułam od razu straszny stres. Wykonałam kilka połączeń. Nikogo do niczego nie namówiłam. Serce mi tak waliło, że uznałam, nie ma bata, nie wytrzymam tam. Poszłam podpisać wypowiedzenie i uciekłam.

Miesiąc później dostałam pensję. Za jedną godzinę. A wypełniłam grafik, gdzie zaznaczyłam, że poprzedniego dnia byłam u nich kilka godzin na szkoleniu. Ale tak naprawdę w dupie miałam tę pensję, nawet jakby mi nic nie zapłacili to cieszyłam się, że tam nie zostałam.

Jednak to, co napisałam nie jest wcale największym problemem tej pracy. Po latach myślę, że jakby nie mój lek społeczny to pewnie bym tam trochę popracowała żeby mieć chociaż trochę grosza, a w październiku 2016 i tak udało mi się znaleźć praktyki w zawodzie, więc nie musiałabym się długo męczyć.

Największe gówno w tej pracy to była rzecz związana właśnie z portalem ZnanyLekarz. Otóż jak dzwoniliśmy to mieliśmy się przedstawiać „Jan Kowalski, firma ZnanyLekarz” (chociaż to nie oni bezpośrednio nas zatrudniali). Tylko że niektórzy lekarze mieli na tym portalu złe opinie. Dowiedzieliśmy się, że jak ktoś nam mówi, że chce usunięcia złych opinii to mamy to odnotować w systemie i wszystkie złe opinie zostaną usunięte. Oczywiście zapewne po to, żeby byli bardziej chętni na uczestnictwo w tym webinarze.

Bardzo mnie ta informacja wkurzyła i od tamtej pory nie ufam zupełnie opiniom na tej stronie. Wy też nie ufajcie. Największy konował może mieć same dobre oceny, tylko dlatego, że ktoś mu chciał wcisnąć webinar (na który i tak nie musiał się godzić, opinie miały być kasowane ZAWSZE, gdy ktoś sobie tego zażyczy).

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE