Pracowałem jakiś czas temu jako dostawca artykułów spożywczych do sklepów. Pod koniec umowy zapytałem, czy kontynuujemy współpracę, na co dostałem odpowiedź twierdzącą.
Umowa wygasła, następnego dnia przyszedłem do pracy i po południu miałem podpisać nową. Zjeżdżam z trasy i dostaję umowę oraz „aneks” – rozwiązanie umowy za porozumieniem stron bez wpisanej daty no bo „musimy się jakoś zabezpieczyć”. Niestety nie wiem, przed czym chcieli się zabezpieczać, bo nie byli w stanie mi tego wytłumaczyć 😁
Jakie było zdziwienie kiedy zakomunikowałem, że umowa sama uległa przedłużeniu, jako że zostałem dopuszczony do pracy po wygaśnięciu poprzedniej i nie zamierzam nic podpisywać.
„Prawnik”, z którym janusze musieli się „skonsultować” chyba im uświadomił to samo, bo rano szef z bólem serca przyznał mi rację. Oczywiście dziwnym trafem musiałem tego dnia jechać gorszym autem (po przeszło roku pracy, lepsze auto było nagle Januszowi potrzebne akurat tego właśnie popołudnia), trasa też nagle dwa razy dłuższa. Po powrocie złożyłem od razu wypowiedzenie, bo dobrze wiedziałem, że nie będę miał już tam życia.
Tę umowę też bym pewnie olał, bo i tak miałem stamtąd uciekać, ale postanowiłem, że jeszcze ich wydoję ile się da 😃. Poza tą sytuacją januszowanie w najczystszej postaci.
Tankowanie tylko na najtańszych stacjach gdzie leją jakąś gnojówkę zamiast paliwa. Jazda rozlatującymi się trupami, w których kapało na głowę podczas deszczu. Kiedy zepsuły się wycieraczki i spytałem szefowej co będzie jak nagle zacznie się ulewa, a ja pojadę 140 autostradą i się zabiję, bo nie będę nic widział usłyszałem, że najwyżej pójdzie siedzieć.
Ale jakaś tam sprawiedliwość jednak istnieje, bo typek, którego przyjęli zamiast mnie (oczywiście już na umowę zlecenie, żeby czasem nie chciał raz w roku jakiegoś urlopu albo czegoś podobnego) rozdupcył im auto 😆 Pewnie nie widział gdzie jedzie, bo Januszowi żal było wydać stówkę i naprawić wycieraczki 😁
