Rodzinny warsztat samochodowy z trzema oddziałami w różnych miastach z dobrymi opiniami klientów. I to, by było na tyle z dobrych rzeczy przyszedłem tam pracować jako pomocnik do przyuczenia popracowałem tam miesiąc, gdzie umowę oczywiście zlecenie podpisałem dopiero dwa dni przed końcem pracy tam, a dlaczego moja przygoda dobiegła końca?
A no dlatego, że przydarzył mi się wypadek, który skończył się zaopatrzeniem chirurgicznym i nie byłoby w tym nic złego i dziwnego, bo jesteśmy tylko ludźmi i błędy się zdarzają, ale następnego dnia po wypadku (wypadek był w piątek) było pytanie, czy w poniedziałek będę w pracy szef oczywiście usłyszał odpowiedź, że nie, bo tak wynikało z zaleceń lekarzy, na co szef stwierdził, że to nic groźnego, że w życiu spotkają mnie gorsze rzeczy i lekarze tak zawsze mówią, w takim razie do środy na pewno się zagoi i będę mógł przyjść pracować.
W środę poszedłem do lekarza, żeby się zapytać, czy mogę wrócić już do pracy w odpowiedzi usłyszałem, że co najmniej do poniedziałku i zdjęciu szwów nie ma takiej możliwości taką informację przekazałem szefowi w odpowiedzi usłyszałem, że mi nie zależy na pracy i w takim razie oni muszą zacząć szukać pracownika.
Oczywiście sam warsztat to jakby się cofnąć do lat 90 brakowało narzędzi popękane szyby żadnego ogrzewania ani klimatyzacji itd. ale braki w samym warsztacie się nie kończyły, ponieważ ludzi też brakowało poza mną pracowało tam trzech innych pracowników, z czego dwóch było z Ukrainy i nie szło się z nimi dogadać co też było bezpośrednią przyczyną wypadku, bo źle zrozumiałem polecenia.
