piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaPiekielni szefowiePatologie w salonie kosmetycznym w średniej miejscowości

Patologie w salonie kosmetycznym w średniej miejscowości

Pracowałam w salonie kosmetycznym w średniej miejscowości, jako początek przygody zawodowej. Szefowa na początku wydawała się być cudowną, ciepłą kobietą. Do czasu…

Brak stawki godzinowej, a jedynie 30% od wykonanych zabiegów. Ale w salonie musisz być, oczywiście. Kiedy wypaliła mi, że muszę przyjść w poniedziałek na 10, mimo, że pierwszą klientkę mam dopiero na 12, bo jej nie ma, zwróciłam jej na to uwagę to wielce się obruszyła i z łaską mi powiedziała, że mi za tę godzinę zapłaci. Oczywiście pracowałam po 8h, ale godziny do umowy zlecenie wpisywane były 3, 4…

Ona była szefową przez wielkie S. Wymagała ode mnie przychodzenia 15 minut przed 10, żeby ogarnąć salon, sama się ciągle spóźniała, a ja za przychodzenie za 5 zamiast za 15 dostawałam opieprz. Stwierdzała, że ten, kto pierwszy przychodzi musi zamieść schody (do salonu wchodziło się po schodkach), ale całkiem przypadkiem cały czas umawiała sobie klientki na 10:15, żeby nie przychodzić pierwszą (nie musiała odprowadzać dzieci do szkoły czy coś, bo była po 50).

Wymagała noszenia lnianych koszul zamiast typowych mundurków salonowych, które przypominają te medyczne/pielęgniarskie. Koszul, które trzeba było codziennie prasować po 10-15 minut, bo każdą „zmarszczkę” od razu było widać. Swoją drogą miała fisia na tym punkcie, a mnie to doprowadzało do szału. W końcu zaczęłam przychodzić w tych koszulach do pracy, żeby się nie pogięły w drodze to też niedobrze.

Nie miała autoklawu do sterylizacji narzędzi, więc ja przed pracą i po pracy musiałam nosić przygotowane narzędzia do gabinetu stomatologicznego oddalonego 15-20 minut od gabinetu, oczywiście bezpłatnie. Mimo, że ona do pracy jeździła autem, a jej mieszkanie było na tej samej ulicy, co ten stomatolog (dość długiej ulicy, ale na pewno bliżej niż ja).

Miała dziwne zasady, jej poprzednia pracownica była cichą myszką, więc mi zabraniała rozmawiać z klientkami, mimo, że niektóre są takie, że właśnie lubią rozmawiać i jakaś relacja z kosmetyczką jest tym, o trzyma je w konkretnym salonie.

Miała bzika na punkcie porządku, a przy tym w salonie były takie kafle, na których było widać każdą smugę, więc żeby wyglądały jakkolwiek trzeba było myć je na kolanach praktycznie i porządnie wyciskać szmatę. Oczywiście sprzątanie po ostatniej klientce, mycie podłóg etc po godzinach pracy, potrafiłam zostawać po 30 minut, godzinę, żeby sprzątać. Przy tym totalnie robiła z igły widły i z małej smugi wosku na łóżku, którą było widać pod światło robiła aferę. Kiedyś ojebała mnie przy klientce.

Stolik do manicure był szklany, wąski, ledwo co się na nim można było zmieścić, było na nim widać każdą smugę. Oczywiście musiał być idealnie posprzątany. Do tego nie było pochłaniacza pyłu, więc wszędzie latał pył, a pomiędzy szklaną szybę, a metalowy „szkielet” tego stołu też się zbierały jego kilogramy. Siedziało się na niewygodnych, plastikowych krzesłach, przez co siadał kręgosłup. Stolik miał też taki metalowy pręt na dole, przez co nie dało się wystarczająco blisko dosunąć. Więc praktycznie cały czas siedziałam krzywo, bo inaczej się nie dało. Ale ją to nie interesowało, więc no cóż…

O starych lakierach nie wspominając. Kazała mi zrobić zamówienie na produkty, wypisać jej wszystko na kartce, ona miała tę kartkę przejrzeć i wydać zgodę, mimo że robiłam jej w tym czasie paznokcie, a ona siedziała z telefonem w ręku i mogła wszystko zamawiać na bieżąco, ale nie, musiałam wrócić do domu i w wolnym od pracy czasie to zamówić. Kolejna godzina z życia.

Szczerze mówiąc nie mogłam już później na nią patrzeć i cieszyłam się każdym dniem, kiedy nie było jej w salonie. Nasza współpraca skończyła się w momencie, kiedy stwierdziła, że jedzie na urlop na 2 tygodnie i zamyka salon całkowicie, a ja oczywiście nic bym z tego nie miała. W trakcie rozmowy okazało się, że myślała, że tak będzie dla mnie lepiej, a tak w ogóle jednak nie przedłuża mi umowy (a były 2 dni do końca miesiąca) i zostałam bez pracy.

Ostatniego dnia wyrwała kartkę z tym dniem z kalendarza-terminarza, gdzie były zaplanowane wszystkie wizyty i wszystkie numery telefonu do klientek, a kalendarz schowała. Trochę beka. Przynajmniej mam co opowiadać.

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE