Lata temu kiedy zaczynałam swoją przygodę z gastro ojciec na siłę nagrał mi fuszke. Nie chciałam tam iść ze względu na niskie standardy, postanowiłam pójść zrobić co zrobić i uciekać.
Na początek trafiła się kelnerka lat 150, która układała serwetki rodem z PRL mówiąc mi, że z pewnością tak eleganckiej zastawy nigdy nie widziałam (każda inna, uszczerbiona, 3 rodzaje serwetek – włożone do kieliszka).
Przyszła pora na wydawanie obiadu. Wchodząc na dale z patera pełna miejsca w tym ciasnym lokaliku jakiś bombelek platajacy się między nogami mnie rozkojarzyl. Mięsa jeb na ziemię A Ja stoję nad Nimi w szoku.
Wzrokiem łapie kelnerkę i pytam co zrobić. W odpowiedzi słyszę: Nooo ku*wa jak to, co.. zbieraj to, ułóż i na stół. Ja w szoku dalej, uznałam rób co chcesz, Ty tu pracujesz.
Odniosłam na kuchnię dziękując za współpracę Psst! Szefostwo pozwalało ekipie palić na kuchni. Dla mnie jest to przerażające.