Kto w gastronomii pracował, ten się w ogóle nie śmieje. Najgorsza rzecz jaka podłamała mnie jako człowieka, obrzydziła mnie i zmieniła moje zdanie na temat wszelkich restauracji. Wielki hotel, wielki basen, spa, restauracja, siłownia, solarium, 4 gwiazdki. Imprezy od styp po wesela – wszystko obsługują. Gościli nawet byłego prezydenta. Opinię mieli najlepszą. W sezonie przyjeżdżali do nich grupy sportowe, przeważnie dzieci z trenerami. Mieliśmy obłożenie 200 dzieci trzeba było wydać im śniadanie, obiad i kolację.
Szef oszczędzał na wszystkim, co się dało. Zupy były gotowane na 10 ziemniakach, więcej nie można. Obiady to w większości jakiś gulasz, lub mięso w sosie. Schabowy? Kurczak pieczony? Zapomnij za dużo pieniędzy. No i stało się. Wydaliśmy gulasz, i jak się okazało na pierwsze 150 dzieci, mięsa w gulaszu starczyło potem był już tylko sam sos.
Jedna z kucharek zaproponowała, żeby polewać ziemniaki samym sosem, jak ktoś się skapnie to przeprosimy i dogotujemy mięso, lub coś w zamian. Szefowa kuchni (siostra szefa) powiedziała, że nie ma czasu na przepraszanie. Kazała zebrać z talerzy to, co pozostało po innych dzieciach, wrzucić z powrotem do gara, podgrzać i wydać.
Na moich oczach wrzucali te niedojedzone obiady do gara. Stałam tam jak słup soli. W końcu wyszłam. Po kilku dniach wszystkie dzieci skończyły z biegunką i wymiotami.
Trenerzy oskarżyli o to jedną z kelenerek, że zaraziła wszystkich grypą żołądkową. Nie wiem skąd mieli takie informacje. Żądali też jej natychmiastowego zwolnienia. Ktoś zgłosił to do sanepidu, ale nikt nawet się nie pojawił, żeby to sprawdzić.
Pamiętam jak siostra tego szefa mówiła mu, żeby tym razem kupił więcej mięsa, i oboje się z tego śmiali. Mimo że nie przełożyłam do tego ręki to i tak czułam się podle. Najgorsze, że jako jedyny taki hotel w mieście, uchodziło im wszystko na sucho. Szef miał wtyki wszędzie.