Nie januszex, ale poważna instytucja kultury w mieście wojewódzkim. Bardzo ciekawych mechanizmów w niej doświadczyłem, bowiem kierownik zachował się wobec mnie jak klasyczny Janusz biznesu, by potem… No ale może po kolei.
Dostałem się tam na staż. Półroczny staż finansowany przez Urząd Pracy, więc dla pracodawcy byłem darmową siłą roboczą. Szybko dowiedziałem się, że takich stażystów już przede mną miewali. Zero szans na zatrudnienie. Pół roku gratisów i następny proszę.
Okazało się jednak, że moja skromna osoba okazała się w skostniałym zespole cholernie użyteczna. W Instytucji większość kadry stanowiły bardzo doświadczone, ale mało obeznane w nowych technologiach panie i tu pojawiałem się ja, który z kolei komputerowe sprawy ogarniał sprawnie.
To mnie uratowało przed wylotem po pół roku, bo kierowniczka działu (wspaniała kobieta) walczyła o mnie jak lwica i kolejne pół roku spędziłem w Instytucji zatrudniony na zasadzie prac interwencyjnych.
Już nie byłem darmowy, ale połowę mojej pensji pokrywał Urząd Pracy. Potem jednak już nie było zmiłuj i gdy Instytucja miała wziąć na siebie pełny koszt utrzymania mnie jako pracownika (dodam tylko, że oczywiście najniższa krajowa), to dyrektor oświadczył, że nie ma na to pieniędzy i miło było, ale nara.
Do tego miejsca był januszex, czyli pracownik najlepiej za darmo albo półdarmo, a jak się nie da, to dawaj następnego. I w zasadzie byłby to koniec historii, gdybym Instytucji po coś tam nie odwiedził miesiąc, czy dwa po zakończeniu weń pracy. Patrzę i cóż widzę? Otóż oczom moim ukazała się pracująca tam… narzeczona dyrektorowego przydupasa!
Szybko dowiedziałem się, że dostała od razu umowę o pracę i to nawet nie za najniższą krajową, ale coś więcej. Nie, nie miała kompetencji wyższych ode mnie, nie miała doświadczenia.
Do pewnego więc momentu dyrektor był więc klasycznym Januszem biznesu, który tnie jak tylko może i najlepiej, by pracownik był za darmo, ale jak przyszła kwestia zatrudnienia laski wazeliniarza, to już zachował się jak klasyczny szef instytucji publicznej, co przecież swojej kasy nie wydaje i można po znajomości…