Jestem kierowcą zawodowym, dostałem się do jednej z trzech największych firm z rusztowaniami, kontrakty rządowe, autostrady, mosty, ambasady, największe budowy w Londynie. Po 4 tygodniach stwierdzili, że mnie „wykupią” z agencji pracy i dadzą kontrakt.
Tego dnia wysłali mnie z Birmingham do Canterbury HDSem z 24 tonami żelastwa. Rusztowania były rozstawiane pod pylonami od linii wysokiego napięcia. Dojazd był przez pole, po rozłożonych płytach gumowo-kauczukowych (nie betonowe, bo betonowe się pokruszą i zanieczyszczą chłopu wynajęte pole!!!), była zima, fatalna pogoda, zimno.
W połowie drogi ten HDS ześlizgnął się z płyt w błoto i o mały włos się nie wywrócił. Dzwonię do Jamesa, menagera, i mówię co się stało. Spoko, dam znać Kevinowi, kierownik chłopaków stawiających rusztowania, on przyjedzie i podejmiemy dalsze decyzje.
Kevin przyjechał po 40 minutach i zgadnijcie o co była największa awantura? I to jebał za przeproszeniem swoich ludzi… Co on(czyli ja) jeszcze tu robi w tej ciężarówce, czemu on tu kurwa marznie, jechał do was debile 4h i powinien dawno temu być w kantynie, odpoczywać, napić się ciepłej kawy/herbaty, zjeść śniadanie i zrobić sobie przerwę.
On tu nie jest potrzebny!!! Jego ludzie nie wiedzieli gdzie mają spi*rdalać😂 migiem mnie zawieźli do jadalni, jeszcze mi śniadanie kupili. Kevin zamówił dwa holowniki do wyciągnięcia HDSa, trwało to z 3 godziny. Wróciłem około 20, a plan był żebym był o 15.
Czekał na mnie James z właścicielem. Gdy wysiadałem z ciężarówki, właściciel rzucił do Jamesa: To on mnie kosztował 9000£? Mówię do właściciela, to chyba nie dasz mi kontraktu? On zrobił wielkie oczy i mówi, dlaczego? Jesteś dobrym pracownikiem, James jest bardzo zadowolony z ciebie, takie rzeczy się zdarzają, jak nie ty dzisiaj to ktoś jutro by tam wpadł.
Jesteśmy ubezpieczeni, a dzięki tobie przynajmniej wiemy, że trzeba ten przejazd lepiej zabezpieczyć… Podpisuj kontrakt i choć na piwo, bo muszę poznać nowego pracownika🙂
Historyjka moze nieco podkolorowana ale nie widze w niej nic co by swiadczylo o tym, ze kompletnie zmyslona. Pracuje od kilkunastu lat w Europie Zachodniej, w tym kilka lat pracowalem w Wielkiej Brytanii i wszystko mi w tej historii pasuje.
Nie znamy szczegolow wiec to beda spekulacje z mojej strony ale ja to widze tak…
Kevin opierdolil „swoich” bo skoro kladli gumowe plyty na polu aby go nie zniszczyc betonem (pomijajac zasadnosc czegos takiego), to sugeruje, ze odpowiedzialnosc za to co sie dzieje na tej „drodze” oraz za stan ziemi spada na ta firme budowlana (droga jest „terenem firmy”). Jezeli on by sie wywrocil i uszkodzil to skazenie ziemi np. wyciekiem paliwa to nie byla by odpowiedzialnosc firmy transportowej (chyba ze by im udowodniono wine – np. wadliwy pojazd, blad kierowcy), tylko firmy budowlanej. W takim razie tez odpowiedzialnosc za uszkodzenie pojazdu oraz zagrozenie zdrowia i zycia kierowcy tez spada na firme budowlana.
Tekst wlasciciela, ze „To on mnie kosztował 9000£?” – dla mnie to typowe brytyjskie poczucie humoru.
A to ze James i wlasciciel byli z niego zadowoleni – bo w takiej sytuacji nie panikowal, nie probowal kombinowac, tylko zadzwonil do przelozonego oraz po tym nie wzruszyl ramionami i nie poszedl na piwo, tylko zdecydowal sie zostac i pilnowac sytuacji az do jej rozwiazania.
—–
Podam ci przyklad z mojej pracy w UK. Jeden kolega przeszedl szkolenie na maszynie kosztujacej szesciocyfrowa kwote w funtach. Zaczal prace i… cos mu nie dziala. Leci po glownego speca od tych maszyn i ten zaczyna sprawdzac co jest nie tak. Okazalo sie, ze ten kolega zle zlozyl pewne elementy po rutynowej konserwacji i cos sie zakleszczylo. Specjalista spedzil pol dnia na tym aby doprowadzic maszyne do stanu uzywalnosci. Jego reakcja? „Moja wina, za slabo was wyszkolilem. Musze przemyslec jak was lepiej szkolic w obsludze i konserwacji aby wiecej do tego nie doszlo.”