piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaPiekielni szefowieObiecana umowa o pracę i zbywanie pracownika

Obiecana umowa o pracę i zbywanie pracownika

Z pewnych względów od paru lat pracuję fizycznie. Nie mogę sobie pozwolić na pracę od poniedziałku do piątku w „godzinach biurowych”, jestem dyspozycyjna wieczorami, w weekendy i święta. Po paru latach w gastronomii, przerzuciłam się na handel. W jednej i drugiej branży patologia, ale miałam paru pracodawców – rodzynków, z którymi pracowało mi się dobrze i jako pracownika mnie chwalono.

Ostatnio złożyłam CV do dużej sieci sklepów, gdzie co prawda praca jest ciężka, ale pensja wysoka. W ogłoszeniu „Wynagrodzenie etat 87h: 2175-2400 zł brutto/mies. umowę o pracę bez okresu próbnego oraz gwarantowany wzrost wynagrodzenia”. Wysłałam CV, otrzymałam zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną po paru dniach.

Na miejscu słyszę, że na start 2175 brutto za 87 h, wyższe stawki są dopiero po kolejno roku i dwóch latach pracy, 300 zł z wyżej wymienionej stawki to premia za obecność – nie biorę L4, urlopu na żądanie itp., otrzymuję 2175 brutto, „goła” pensja jest niższa.

Zgodziłam się, wynagrodzenie i tak było korzystniejsze niż u konkurencji, a z frekwencją nigdy nie miałam problemów. Nagle usłyszałam, że zawarcie umowy o pracę jest poprzedzone paroma zmianami na umowie zlecenia zawartą przez agencję pracy tymczasowej, bo jak sama pewnie wiem, różni ludzie do tego typu pracy przychodzą i chcą sprawdzić jak pracuję. (I tak, jest to prawda, sama miałam „przyjemność” pracować ze złodziejami wynoszącymi towar ze sklepu, albo stawiającymi się na zmianie po ćwiartce wódki).

Zaproszono mnie do kolejnego etapu, na kolejną rozmowę. Rekruterka była zadowolona, sama mi opowiedziała, jak tu ostatnio jej przyszła kandydatka „pod wpływem” i dobrze, że ja się zgłosiłam. No i oczywiście utyskiwała na socjal i 500+, nie ma kto pracować w tym kraju.

Podpisałam umowę przez agencję, już na drugiej zmianie słyszę bezpośrednio od kierownika, że dobrze sobie radzę i jak tak dalej pójdzie szykuje się między nami długa współpraca.

Parę dni przed końcem umowy z agencją zaczęłam pytać poszczególnych kierowników, co z umową o pracę, jak to będzie wyglądać, bo do tej pory zawsze pracowałam na zleceniu, muszę przecież przejść badania. Spychologia zaawansowana, nikt nic nie wie, ma zadzwonić do tej kierownik, która mnie rekrutowała. Ta najczęściej nie odbiera, na sms czasem odpowiada czasem nie.

W piątek o 18.00 dostałam sms, że jestem objęta kwarantanną na dwa dni (tak, to nie był błąd, podobno kilka dni wcześniej miałam kontakt z kimś zarażonym COVID, a że izolacja trwa 10 dni i informację dostałam dzień wcześniej, to na kwarantannie jestem do końca dnia. Mam ściągnąć aplikację i robić sobie zdjęcia w mieszkaniu.) Bezsens i komedia, ale nie ja o tym decyduję. Wysłałam zrzuty ekranu z sms i zaświadczenie z portalu e-zdrowie do głównej kierownik, by wyjaśnić sytuację, moich telefonów w sklepie nikt nie odbierał. Sprawa wyjaśniona.

Przychodzę w niedzielę do pracy i przy układaniu grafiku na grudzień usłyszałam, że jestem zatrudniona na umowę zlecenia do końca roku na cały etat. Odpowiedziałam, że nie jest to prawda, moja umowa zlecenia kończy się 30.11.2021 i potem miałam otrzymać umowę o pracę na 87 h miesięcznie.

Kierownik zmiany zadzwonił do głównej menager i dostałam potwierdzenie, że rzeczywiście i od 01.12 mam umowę o pracę, teraz mam wracać na halę dalej pracować. W poniedziałek po zajęciach na uczelni dzwonię, co z badaniami, nie odbierają. Wysyłam sms do głównej menager, który zostaje bez odpowiedzi.

We wtorek specjalnie przyjeżdżam do sklepu wyjaśnić sytuację. Ponownie nikt nic nie wie. 1 grudnia nie stawiam się w pracy, bo nie mam umowy – ani o pracę bezpośrednio ze sklepem, ani z agencją, bo ta zakończyła się z dniem 30.11. O 8.30 dostaję telefon od kierownika dlaczego mnie nie ma w pracy, opisuję powyższe i stwierdzam, że nie mogę być w pracy, bo nie mam umowy.

Z dalszej rozmowy wnioskuję, że mam przyjść, a potem dostanę umowę antydatowaną na 01.12. Odmówiłam. Trzy minuty później dostałam telefon od zdenerwowanej głównej menager, że ja przecież skierowanie dostanę, ale to przecież zajmie ze trzy tygodnie, zanim będę miała komplet badań.

Odpowiedziałam, że postaram się je zrobić jak najszybciej, ale umawiałam się na parę zmian na zleceniu a nie parę tygodni, przy okazji opowiadając, jak próbowałam wyjaśnić sytuację przez ostatnich parę dni. Pada pytanie, czy w takim razie odmawiam przedłużenia umowy z agencją. Odpowiadam, że tak, odmawiam, składałam CV na umowę o pracę na 87 h za 2175 zł brutto, a nie na kilka tygodni pracy za 18,30 brutto na zlecenie przez agencję.

Kierownik mówi, że w takim razie skierowanie wypisze i będzie na mnie dziś czekać w sejfie w sklepie. Już czułam jak to się skończy i się nie pomyliłam. O 17:00 dostaję sms, że „z przyczyn od nich niezależnych muszą zawiesić rekrutację i po skierowanie nie muszę przyjeżdżać”.

W skrócie, odpisałam kulturalnie, że czuję się potraktowana niepoważnie. Z jednej strony jestem zadowolona, że nie dałam się „zrobić”, bo miałam wrażenie, że szukali frajera na okres przedświątecznego ruchu i bym ciężko pracowała za 18,30 brutto/h, a z drugiej chce mi się płakać, bo nie pierwsza praca, w której mnie tak potraktowano.

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE