Teraz jak mam stabilną spoko pracę wciąż zdarza się że ta czy inna agencja pracy wyśle mi ofertę czy inna strona z ofertami prześle jakąś.
Rynek pracy dalej przepełniony jest januszexem i kołchozem więc czasem jak mam dobry humor to dzwonię na numer z ogłoszenia i wprost pytam o rzeczy, które powinny być absolutną podstawą a nie są z jakiegoś powodu.
„A za ile ta praca, bo za mniej niż 5 tysięcy to się nie opłaca, a nie podaliście widełek finansowych”
I szok, jak to tak o pieniądze pytać i to jeszcze więcej niż ledwo minimalna krajowa.
„No wie pani, ale przy zmianie 12 godzin to ja minimum 28 na godzinę muszę mieć”
I terror, bo jak to, przecież jak więcej godzin wyrobię to dostanę więcej za dzień.
„Rozumiem że za 2700 to muszę jedynie siedzieć i nic nie robić?”
I oburzenie, bo w pracy to się pracuje bez pytań i ambicji.
„No nie, nie mam samochodu, ale zwrotu za bilet miesięczny nie dajecie więc cenę biletu muszę doliczyć do kwoty „na rękę” żeby mi się to pracowanie opłacało”
I konsternacja z przekleństwami, bo zwrot za paliwo ok, ale za bilet miesięczny już nie choć wychodzi taniej.
„Ale rozumiem, że za uprawnienia UDT i 10 lat doświadczenia płacicie więcej? Jak to nie to po co szukacie z doświadczeniem?”
I apokalipsa, bo pracownik z doświadczeniem powinien zarabiać absolutny gnój dla świeżaka bez doświadczenia.
I największy paradoks polskiego rynku pracy, czyli „bez doświadczenia cię nie zatrudnimy ale nie damy ci doświadczenia”
I młodzi ludzie tułają się od jednego janusza do drugiego, żeby zdobyć doświadczenie, po czym słyszą „bardzo często zmieniał pan pracę” no sory, że wizja bycia niewolnikiem i harówki za mniej niż da się żyć nie była według mnie dobra.