Może niekoniecznie sam szef, ale on i kierownictwo – swoimi głupimi pomysłami w stylu: „Zatrudnijmy jak najwięcej nowych osób, bierzcie wszystkich, którzy mają w miarę kompletne kończyny i co najmniej jedno oko.”
Potem osoba od grafiku wciska świeżaków na zmianę w ilości hurtowej, nikt nic nie umie, jest za mało osób do przeprowadzania szkoleń, tworzy się chaos, a starsi pracownicy muszą ciągnąć zmianę sami, pracując za 3-4 osoby.
Co na to góra? Normalnie: „Ale skąd tak długi czas obsługi? Dlaczego? Co się dzieje, dlaczego nie szkolicie ludzi?”. Nie mówiąc o tym, że brak szkoleń wynika również z bariery językowej, ponieważ zatrudniliśmy dużo osób z Ukrainy. I ja rozumiem ich sytuację, wiem, że chcą pracować, ale również w nich budzi to skrajne emocje, gdy podczas dużego ruchu nie można się z nimi porozumieć. Czują frustrację, gniew, czują się wykorzystywane.
No ale jak je pchać dalej, skoro my nie umiemy po Ukraińsku, a oni po Polsku, a czasami trzeba dużo tłumaczyć i nawet Polak nie jest w stanie wszystkiego ogarnąć na bieżąco, a co dopiero osoba, która nie rozumie, co się do niej mówi. Dla szefa to żaden problem xD
Cytuję: „Brak znajomości języka nie jest barierą w komunikacji”. No super, jeszcze tylko „Jeśli życie daje ci same cytryny, zrób z nich lemoniadę” i jesteśmy w domu. Gdzie sam z osobą odpowiedzialną za grafiki ściągał dziewczynę, która jako tako zna, żeby się dogadać z innymi pracownikami, kiedy mogą pracować, a kiedy nie i w jakich godzinach.
Ale zatrudniamy osoby z Ukrainy, tak? Pomagamy Ukrainie, tak? Ok, wpisane do excela, wielkie brawa za pomoc, a kobiety zza granicy płaczą potem po kątach i czują się jak gówno, bo zostały właśnie wwalone na minę.