Kiedyś się pewnie rozpiszę bardziej, bo takiego stężenia patologii w jeden miesiąc to nie widziałam, ale przytoczę najgorszy przykład. Najgorszy, bo zwyczajnie niebezpieczny.
Dostałam od szefa polecenie na zaprojektowanie barierek do szkoły podstawowej (ważne w tej historii). Dał mi wyraźne polecenie „sprawdź normę na barierki”. No to sprawdziłam. Nie była jakaś skomplikowana, minimalna wysokość tyle i tyle, odległość szczebli tyle i tyle, wszystkie naroża stępione (czyli miejsca, gdzie dwa płaskowniki łączyły się pod kątem 90 stopni, powinny mieć łagodny promień, a nie ostry kant- względy bezpieczeństwa).
No i gadam z szefem, że ja to widzę tak i tak, materiału pi razy drzwi tyle, aż przechodzę do tych naroży, a on mi przerywa i mówi „te naroża pomijamy”. Ja oczy jak pięć złotych i pytam „ale jak to pomijamy, to dla bezpieczeństwa”. „No co ty, a to drożej wyjdzie, a to coś tam, nie robimy”. Koleś normalnie chciał, żebym zaprojektowała coś niezgodnie z prawem i jeszcze się pod tym podpisała. Oczyma wyobraźni już widziałam bachornie, która się popycha, jedno spada głową na ten narożnik i śmierć na miejscu. Albo po prostu, dzieciak się zagapi i uderzy. Również możliwa tragedia, bo na jednym odcinku barierki miała ona wysokość 120 cm.
Na szczęście Janusz mi nie przedłużył umowy, a to było już pod koniec tej, którą miałam (d*bil na kilka dni przed końcem nie umiał mi powiedzieć, czy mi przedłuża czy nie). Nigdy się tak nie cieszyłam, że nie dostałam kolejnej umowy