czwartek, 18 kwietnia, 2024
Strona głównaPiekielni szefowieFirma w firmie czyli januszowa incepcja

Firma w firmie czyli januszowa incepcja

Drugi januszex, w którym miałem przyjemność pracować to taka trochę Incepcja, można powiedzieć, że firma w firmie. Uprzedzam, że będzie długo. Wielki Janusz założył wielki biznes, obecnie ma kilkanaście firm. Zatrudniał Małego Janusza, którego namówił, aby otworzył firmę produkcyjną, która będzie produkować dla Wielkiego Janusza.

Mały Janusz otworzył więc firmę, w której miał cały 1% udziałów (bo kasę i tak wyłożył Wielki Janusz) i nieraz się żalił, że zarabia tyle, co my, ale jak pytałem jaki w tym sens to odpowiadał „no a pan by nie spróbował choćby żeby zyskać doświadczenie?” No nie spróbowałbym, bo zakładając firmę oczekiwałbym trochę większych dochodów niż okolice minimalnej krajowej xD

No ale przechodząc do sedna, zostałem zatrudniony jako zaopatrzeniowiec. Już na rozmowie wstępnej usłyszałem od Małego Janusza, że w zasadzie to nie jest w stanie mi powiedzieć czym dokładnie będę się zajmował, bo w firmie nigdy wcześniej nie było takiego stanowiska. Do teraz się zastanawiam czemu nie opuściłem tego miejsca po tych słowach no ale człowiek uczy się na błędach xD Jedyne co było pewne to to, że raz bądź dwa razy w tygodniu mam zabrać auto z siedziby firmy Wielkiego Janusza i z załadowanym towarem Małego Janusza jechać pół Polski, tam się przeładować i wracać.

Prócz tego, jak się okazało w trakcie pracy, miałem zajmować się zamawianiem i kupowaniem różnych rzeczy tak, aby firma śmigała i niczego nie brakowało. Po przepracowanym roku stwierdzam, że najpotrzebniejszą rzeczą, jaką zamawiałem był papier toaletowy, reszta to jakieś badziewie, zależy, jaką szef akurat miał chwilową zachciankę. Wszystko na faktury i płatne kartą, bo „nie używamy tu gotówki, wie pan jak to jest z wybieraniem pieniędzy w spółkach”. No nie wiem. Rekordowa faktura była na 4 grosze, bo janusz wysłał mnie do sklepu po śrubkę 😆

Oczywiście przeważnie kończyło się na „proszę poszukać tego i tego i przesłać mi oferty”. Kolejnym krokiem byłby zakup no ale żeby coś kupić trzeba wydać pieniądze, których firma nie miała więc spędzałem czas przy laptopie szukając różnych rzeczy, których i tak finalnie nie kupowaliśmy.

Do jeżdżenia po sklepach miałem do dyspozycji zardzewiałego małego dostawczaka, z którego ciekł płyn chłodniczy. Jak zatrzymywałem się na światłach to ludzie chyba myśleli, że się palę, bo mokry silnik parował i się srogo dymiło xD W zimie płyn chłodniczy uzupełniany wodą zamarzł i auto stanęło, wobec czego miałem jeździć po mieście busem (chyba największym, jaki producent ma w ofercie, świetnie się tym jeździ po ciasnych uliczkach, a jeszcze lepiej parkuje pod sklepami gdzie czasem jest problem stanąć osobówką).

Jeździłem więc swoim autem, oczywiście za darmo (tak, wiem, frajerstwo z mojej strony). Plus taki, że jeżdżenia i tak było mało, bo nie było za co robić zakupów xD

Po jakimś czasie musieliśmy się wynieść, bo właściciel hali, którą wynajmowaliśmy, sprzedał ją. Mieliśmy 3 miesiące, żeby znaleźć nową halę, ale przecież, po co szukać od razu, poszukamy na sam koniec. Na kilka dni przed chwilą, w której mieliśmy się wynieść dostałem zadanie zorganizowania ciężkiego transportu, który zabierze wszystkie maszyny i ogólnie cały burdel. No bułka z masłem, przecież firmy transportowe nic nie robią tylko czekają specjalnie na nas xD Jakimś cudem udało mi się załatwić ciężarówkę to Janusz jeszcze narzekał, że przysłali ch*jowego kierowcę 😆

Nowa hala to był dramat, dzieliliśmy ją z innymi firmami, wszędzie był syf, dach przeciekał i kapało na maszyny produkcyjne oraz do magazynu gdzie trzymaliśmy surowiec. Miejsca parkingowe mieliśmy całe dwa, jedno dla Janusza a drugie na tego firmowego złoma. Nie było też ogrzewania więc w zimie ludzie pracowali w kurtkach. Janusz wymyślił, że mam kupić nagrzewnice i ustawić na hali ale chyba źle wykonał obliczenia, bo 3 małe nagrzewnice na prąd nie zapewnią odpowiedniej temperatury na hali o powierzchni kilkuset metrów kwadratowych xD

Zużyty olej z maszyn był używany ponownie, bo co może się stać? Ano stało się to, że coś w maszynie się zapchało po czym maszyna stanęła w ogniu. Po tej akcji miałem ogarnąć ile tak właściwie powinno być gaśnic na hali o danej powierzchni. Wyszło, że jednak trochę więcej niż mamy więc miałem kupić nowe i uzupełnić tą zużytą na gaszenie pożaru. Po przesłaniu Januszowi kosztów tego przedsięwzięcia usłyszałem, że „może jednak na razie się z tym wstrzymajmy, bo mamy teraz ważniejsze wydatki”. No faktycznie, przecież bezpieczeństwo przeciwpożarowe to pierdoła i są ważniejsze wydatki xD

Ogólnie łaziłem tam jak na ścięcie, bo każdego wieczora, zamiast odprężyć się po dniu pracy, zastanawiałem się co jutro ten gość znowu wymyśli i jakie powalone zadanie z niewykonalnym terminem dostanę.

Oczywiście dzwoniłem wszędzie z prywatnego telefonu, bo „tego dzwonienia na razie nie ma tak dużo, jak będzie więcej to pomyślimy nad firmowym telefonem”. Nie muszę chyba mówić kto słuchał wk*rwionych kontrahentów, którym Janusz zalegał z fakturami nieraz po kilka miesięcy. Jeden koleś dzwonił do mnie co tydzień przez bodajże 3 miesiące, bo Janusz wisiał mu 130zl za jakiś papier do drukarki xD

Wisienką na torcie była akcja z typkiem, który przyleciał z Włoch naprawiać maszyny. Musiałem śmigać po niego na lotnisko. Odebrałem go i przywiozłem do naszego miasta, gdzie Janusz zakwaterował go w chyba najtańszym hotelu na świecie, wchodząc tam czułem się jak w jakimś PRLu. Gość zrobił co miał zrobić i miałem go odwieźć na lotnisko. Docieramy na miejsce, ale coś jest nie tak, bo nie widzę jego lotu na tablicy. Mówię mu, żeby pokazał mi bilet. Okazało się, że Janusz kupił mu lot powrotny z innego lotniska i zapomniał mi o tym drobnym szczególe wspomnieć. Na moje wk*rwienie zapytał tylko „zdążycie?”. Zdążyliśmy, ale mój włoski towarzysz na pewno ma teraz fajną opinię o polskich przedsiębiorcach, a mi zapewne przybyło kilka siwych włosów.

Wypłata oczywiście nie należała do wysokich, zarabiałem jakieś 300 złotych więcej niż najniższa krajowa. Nadgodziny, które sobie zbierałem jeżdżąc po naszym pięknym kraju były wypłacane pod stołem. Na rozmowie wstępnej usłyszałem, że wypłata jest do 10. dnia miesiąca, a nadgodziny maksymalnie do 15. Jeden raz dostałem za nadgodziny w tym terminie, tak to się czekało, bo „wie pan, to wszystko przez księgową”. Raz dostałem tą zaległą kasę miesiąc później, to jeszcze żartował, że „hehe, patrz pan jaka teraz wypłata duża”. No owszem, ale to, że w poprzednim miesiącu była mała to już nieważne xD

O staniu pod firmą i czekaniu na załadunek nawet nie chce mi się wspominać, bo to było żenujące. Rozładować się mogłem, ale załadować już nie, bo najpierw Janusz musiał uregulować zaległe faktury. Jak podjeżdżałem i słyszałem, że kierownik z daleka woła, że mam już sobie dzwonić do szefa to myślałem, że dostanę ku*wicy. 4 godziny jazdy w jedną stronę, 4 w drugą, o ile nie było akurat korków i jeszcze stanie i czekanie aż szef zrobi przelew, bo przecież bez towaru nie ma co wracać. Ale żeby zrobić przelew trzeba mieć kasę, ale to najpierw Wielki Janusz musiał zrobić przelew nam, a to zajmowało dużo czasu, bo przecież są ważniejsze sprawy („szef wszystkich szefów teraz ma zebranie i trzeba czekać godzinę aż skończy, bo dopiero wtedy wyśle kasę”). To po ch*j jadę odbierać towar skoro nie mamy czym za niego zapłacić i nawet mi go nie pozwolą dotknąć?

A teraz rozwiązanie całej akcji. Byłem jedynym kierowcą, który jeździł z tym towarem przez pół kraju. Jak potrzebowałem wolne akurat w dzień wyjazdu to nie było szans, bo Janusz przecież sam nie pojedzie (też bym się wstydził, jakbym przez telefon opier*olił kierownika firmy do której jeździliśmy, że za wolno robią xD). Niestety Pan Janusz zapomniał sobie, że kończy mi się umowa, a ja punktualnie o północy ostatniego dnia poinformowałem go mailowo, że zakończyliśmy współpracę i oczekuję wydania świadectwa pracy zgodnie z kodeksem pracy i że rano przyjadę oddać klucze i zabrać swoje rzeczy. Odpowiedź miałem po 10 minutach, a rano ból d*py szefunia był tak wielki, że myślałem, że zrealizuję jeszcze ostatnie zadanie i skoczę do apteki po jakąś maść czy coś xD

Uprzedzałem, że będzie długo, ale nie przypuszczałem, że aż taka pasta z tego wyjdzie.

Pewnie jakbym się dłużej zastanowił to jeszcze bym tego trochę dopisał. Jeśli ktoś doczytał do końca to dziękuję za wytrwałość

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ:

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Najpopularniejsze z 7 dni

NAJNOWSZE KOMENTARZE