Liczę na waszą opinię. Ten kto w gastronomi pracował ten wie, że najgorszy klient to tak zwany „kolega” twojego szefa. 7 rano przygotowuję śniadanie w restauracji dla gości hotelowych.
Telefon od szefowej 10 osób dodatkowych na śniadaniach, koledzy szefa więc ich nie podliczać. Kiedy zejdą na jedzenie? Kiedy wstaną, bo odsypiają imprezę.
Bufet wyłożony, 10:30 państwa nie ma.
Przyszli w porze obiadowej, zapychając kuchnie swoim zamówieniem. Oni są znajomymi szefa więc padnij na kolana i uważaj co mówisz, na skarżą na ciebie i stracisz pracę.
Śniadanie wydane, ale państwo na kacu, proszę zrobić drinki z wódki i przynieść im do pokoju. 10 drinków w tym momencie, do pokoju. Ok drinki wydane. Jeden z „kolegów” szefa przychodzi do baru I oznajmia mi, że potrzebuje papierosów.
Mówię ile kosztują, on płacić nie będzie, a jak mu nie dam to dzwoni do szefa i tracę pracę natychmiast.
Następnego dnia szef pyta mnie, czy obsługiwałam jego znajomych, mówię, że tak. Zapytał, czy jakiś napiwek mi wpadł, powiedziałam, że nawet mi nie podziękowali.
„Skur****** nie ludzie” powiedział wkurzony szef. I sama nie wiem, czy on Janusz, bo jednak im żałował, czy oni wykorzystali jego pozycje ?