Kiedy pracowałam w call center, moja „przełożona” była tak nakręcona na wyniki oddziału, że straszyła nowe osoby tekstami w stylu „jak nie podniesiesz wyniku to gwarantuję, że nie dostaniesz wypłaty”, „dostaniesz wilczy bilet”.
Regularnie zastraszała i karała finansowo pracowników. Byłam na tyle łasa na kasę (studiowałam, a to był szybki i dobry pieniądz), że znosiłam jej zachowanie. Pracowałam najdłużej w firmie (2 lata).
Ostatniego dnia mojej kariery w tej firmie, owa „trenerka” próbowała mi wcisnąć karę -50zł za to, że zapisałam nr klientki w telefonie, żeby go nie stracić kiedy komputer się zaciął (kara miała być za korzystanie z telefonu). Po krótkiej kłótni, powiedziała, że jak mi coś nie pasuje – mogę się zwolnić ( przez te 2 lata miałam najlepsze wyniki w firmie ). Zastanowiłam się przez 0.5h i faktycznie się zwolniłam. Poza okropnym traktowaniem, od 2 miesięcy drastycznie obniżyli stawki co również przelało czarę goryczy.
Podczas składania wypowiedzenia, przełożona rozmawiała ze mną jakbyśmy były koleżankami. Chwaliła mnie, dziękowała za współpracę i inne pierdoły. Brzmiało to groteskowo, biorąc pod uwagę, że 40min wcześniej krzyczała na mnie przy całej firmie.
Nigdy tam nie wróciłam. Wychodząc, bezrobotna czułam jakbym wyrwała się z obślizgłych macek. Pogoda była piękna, ptaszki ćwierkały, a ja miałam cały dzień dla siebie (zazwyczaj wyrabiał 200h miesięcznie).
Dosłownie miesiąc później znalazłam pracę jako programistka i zaczęłam realizować się zawodowo. Cieszę się, że odeszłam. Podjęłam ryzyko i zawalczyłam o siebie. Praca znajdzie się wszędzie, ale nerwów i zdrowia często nie da się odzyskać.