Tego dnia szefowa zwyzywała mnie w pracy i nie wytrzymałam, więc powiedziałam, że rezygnuję po dzisiejszym dniu, więc jutro odniosę klucz. Pracowałam w foodtrucku z lodami, miałam płacone 8zl na godzinę i 5% od utargu.
Było tego dnia strasznie gorąco, a moim szefom Januszom zepsuła się maszyna do lodów w innej przyczepie 80 km dalej. Lada moment mieli jechać na Woodstock, byli więc strasznie pod**rwieni tą awarią.
Na koniec dnia po rozliczeniu przeze mnie kasy szef zadzwonił zapytać jak tam utarg, bez wahania podałam mu kwotę, po czym odpowiedział, że za dzisiaj mam nie brać swojego %, tylko samą stawkę godzinową… Poczułam się jakby ktoś splunął mi w twarz, do dzisiaj żałuję, że nie wyszłam stamtąd w tej chwili i nie zostawiłam wszystkiego otwartego. W końcu pracowałam bez żadnej umowy.
Moi szefowie mieli kawałek ziemi, choć rolnikami nie byli to byli ubezpieczeni w krusie.
Żeby ich odchody nie były za wielkie i żeby nie musieli płacić ZUS, kazali nam nabijać na kasę co ósmego lub co dziesiątego klienta