Idąc na urlop, dostałem „prikaz” od szefa, żeby na urlopie być pod telefonem „w razie Wu”. Jako że stary kawaler, upierdliwy jak bułka z prądem, byłem pewien przynajmniej dwóch telefonów dziennie, z pytaniami „gdzie takie a takie złączki, gdzie węże, gdzie jakieśtam zaślepki,” itp.
Pierwszy dzień urlopu – cisza, nie dzwoni. Drugi dzień – też nie dzwoni. No to wyłączyłem i sru go do szuflady, bo chciałem naprawdę mieć święty spokój. Urlop minął spokojnie, nad wyraz spokojnie i miło. Dwa dni przed końcem urlopu uruchomiłem telefon, na który zaraz przyszło dziesiątki sms’ów typu „pilnie oddzwoń”.
Po góra 5ciu minutach dzwoni „sam on” z pretensjami do mnie, że miałem wyłączony telefon. Odparłem, mówiąc „telefon miałem przy dupie 24godz na dobę, włączony. Nie włączyłeś roamingu i nie było zasięgu, bo byłem w Niemczech. Podziękuj sam sobie.
A teraz przepraszam,bo wjeżdżam do kraju i Służba Celna ściąga mnie na bok do kontroli. Do zobaczenia w firmie”. Po moim powrocie, we wszystkich służbówkach uruchomił ten nieszczęsny roaming 😂